Dziś na festiwalu w Gdyni uroczysta premiera bardzo oczekiwanego, nie tylko przez fanów polskiego jazzu, filmu "Ikar. Legenda Mietka Kosza". Obraz Macieja Pieprzycy z muzyką Leszka Możdżera to opowieść o wybitnym niewidomym pianiście, który zginął tragicznie w wieku niespełna 30 lat. Leszek Możdżer odpowiada za stworzenie i przygotowanie warstwy muzycznej filmu, na którą składają się m.in. muzyka ilustracyjna oraz aranżacje znanych i popularnych utworów jak "Take the A Train" czy "Cała jesteś w skowronkach".

Reżyser Maciej Pieprzyca, dwukrotny zdobywca Srebrnych Lwów w Gdyni, laureat Grand Prix Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Montrealu i wielu innych nagród na prestiżowych zagranicznych festiwalach za filmy "Chce się żyć" i "Jestem mordercą", chce swoim nowym filmem przywrócić wyjątkową  postać Mieczysława Kosza.

Film jest inspirowaną prawdziwymi historią niewidomego geniusza fortepianu. Gdy Mietek jako dziecko traci wzrok, jego matka oddaje go pod opiekę sióstr zakonnych w Laskach. W ośrodku dla niewidomych chłopiec odkrywa, że muzyka może stać się dla niego sposobem, by na nowo widzieć i opowiadać świat. Mietek zostaje świetnym pianistą klasycznym, potem odkrywa jazz. Odnosi coraz większe sukcesy, nie tylko w kraju, ale i na świecie. Wróżono mu wielką karierę. Muzyk zginął tragicznie w wieku 29 lat. Był mistrzem jazzowych improwizacji. Choć pozostawił po sobie tylko jeden album, dla fanów jazzu stał się legendą. Wystąpił na uznawanym za najbardziej prestiżowy festiwalu jazzowym w Montreux, grał w paryskich klubach jazzowych i w najlepszych salach koncertowych.

Główną rolę gra Dawid Ogrodnik, w filmie zobaczymy też Justynę Wasilewską, Piotra Adamczyka, Jacka Komana, Jowitę Budnik oraz Maję Komorowską. Film pojawi się w kinach 18 października.

Dawid Ogrodnik: Przywracanie wybitnych postaci to jedna z ról kina

Katarzyna Sobiechowska-Szuchta, RMF FM: Co było dla Ciebie, najbardziej fascynujące w tej historii, w tym scenariuszu, w całej tej muzycznej, przepięknie skomponowanej opowieści?

Dawid Ogrodnik: Słowem "klucz" był zdecydowanie jazz, ponieważ to była muzyka, w której ja się wychowywałem, którą chełpiłem i nadal jest to taki mój konik. Uwielbiam słuchać jazzu, więc zdecydowanie spotkanie i możliwość współpracy z Leszkiem Możdżerem była nobilitująca dla mnie.

Miałam to szczęście być na planie filmowym w jednym z klubów, gdzie nagrywaliście jedną ze scen i pamiętam niezwykłe skupienie was wszystkich. Z jednej strony jazz to jest taka muzyka, która daje wolność, ale z drugiej strony byliście niesamowicie skupieni.

Myślę, że to w dużej mierze charakteryzuje Maćka Pieprzycę, w sensie to skupienie i taka rzetelna praca, ponieważ dużo czasu poświęciliśmy na analizę scenariusza i dokładnie widzieliśmy, bardzo precyzyjnie o co nam w poszczególnych fragmentach chodzi.

To, że jesteś po szkole muzycznej na pewno bardzo pomogło. Sam mówiłeś, że bywało ciężko, gdy Leszek Możdżer dostarczał kolejne muzyczne tematy, że tak powiem - do obrobienia. Na czym polega ta największa trudność?

Taka, że nie jestem Leszkiem Możdżerem. To była największa trudność. Jest to facet, którego ja podziwiam od składu Miłość jeszcze z Jackiem Olterem... To też była tragiczna śmierć Jacka i od tamtego momentu, gdzieś ta historia Leszka Możdżera, zespołu Miłość była mi bardzo bliska - więc ja tego człowieka podziwiałem, nadal go podziwiam, tylko nagle troszkę role się odwróciły. Nagle ktoś ode mnie oczekiwał, że ja będę grać tak jak Leszek Możdżer, a jest to jednak osobowość wybitna na polskim rynku i nie tylko na nim, ale w światowym jazzie. Więc ja musiałem się gdzieś przekopywać do tego, żeby w jakimś stopniu oddać fenomen, nie tylko kompozycji Mieczysława Kosza, ale tego co stworzył Leszek Możdżer. To było bardzo karkołomne.

Nie spodziewam się, że ludzie zaczną słuchać teraz jazzu masowo, ale, że jest szansa, że ten człowiek zaistnieje dzięki waszemu filmowi i że kino ma taką moc, że przywraca nam ludzi, o których istnieniu w ogóle nie wiedzieliśmy, jak fantastycznych ludzi tu mamy?

To jest jedna z wielu ról kina i to już się dzieje, przywróciliśmy na światło dzienne problem niepełnosprawności przy filmie "Chce się żyć". Teraz przypominamy o krótkiej karierze i legendzie Mieczysława Kosza. Już jest wznowiona książka, wznowienie nakładu płyty, więc mam nadzieję, że film tylko bardziej zachęci ludzi tych, którzy gdzieś siedzą w jazzie, ale nie słyszeli nigdy o Mieczysławie Koszu - bo ja też słuchałem dużo muzyki jazzowej, ale o Mieczysławie Koszu niewiele wiedziałem -  uważam, że to był błąd, ale nikt o nim nie wiedział. Kiedy ja studiowałem, nikt nie mówił o Mieczysławie Koszu i nikt w szkole muzycznej nie słuchał go, znaczy, że systemowo coś zostało pominięte i fajnie, że ten film przywraca nam taką wybitną osobowość jaką był niewątpliwie Mieczysław Kosz.

Opracowanie: