​Brakujące lub niedokręcone śruby mogły być przyczyną lipcowej katastrofy kolejowej pod Paryżem. Przyznał to w wywiadzie dla "Le Figaro" szef francuskich kolei publicznych Guillaume Pepy. W wypadku, do którego doszło 12 lipca na stacji w Bretigny-sur-Orge, zginęło siedem osób, a 30 zostało rannych.

Pepy potwierdził rezultaty wewnętrznego dochodzenia, które zostało przeprowadzone w kierowanym przez niego przedsiębiorstwie. Autorzy raportu w sprawie wykolejenia się pociągu na dworcu w Bretigny-sur-Orge, którego konkluzje przeciekły do nadsekwańskich mediów, podkreślają, że metalowe listwy łączące dwa odcinki szyn były źle umocowane. Brakowało jednej śruby, dwie inne nie zostały dostatecznie dokręcone, a czwarta była w fatalnym stanie. Po kontroli torów w całym kraju 6 procent tego typu śrub musiało zostać dokręconych.

Według policji, pociąg, którym 12 lipca tego roku jechało z Paryża do Limoges 385 pasażerów, wjechał na stację o godz. 17:14 z dużą prędkością i z nieznanego powodu rozpadł się na dwie części. Część wagonów wykoleiła się, uderzając w peron stacji i niszcząc fragment kryjącego go metalowego dachu. Cztery wagony zostały doszczętnie zniszczone. Dokładnym badaniem okoliczności wypadku zajęli się eksperci przewoźnika, wymiaru sprawiedliwości oraz francuskiego biura bezpieczeństwa lotniczego BEA.

Na skutek wypadku wstrzymano okresowo ruch kolejowy na trasie łączącej Paryż z oddalonym o 400 km Limoges. Tysiące podróżujących w kierunku Limoges, Orleanu i Tuluzy musieli znaleźć inny środek transportu lub czekać na wznowienie połączeń kolejowych na tym odcinku.

Była to największa katastrofa kolejowa we Francji od ćwierć wieku. W 1988 roku w wypadku pociągu na Dworcu Lyońskim w Paryżu zginęło 56 osób.

(MRod)