​59-letni Robert Louis, który w niedzielę wypłynął wraz z sześcioma żałobnikami na wody Jeziora Górnego w stanie Michigan, aby wypełnić wolę swego zmarłego przez dwoma tygodniami ojca i rozsypać tam jego prochy, utonął podczas ceremonii. Mężczyzna wypadł z łodzi.

Ciało Roberta Louisa, który od wielu lat zajmował się cierpiącym na chorobę Alzheimera ojcem, a po jego śmierci postanowił ściśle wypełnić testament, zostało znalezione we wtorek.

Pozostałych sześciu rozbitków z objawami hipotermii udało się wyłowić zaraz po wypadku - podała policja stanu Michigan.

Do nieszczęśliwego zdarzenia doszło w niedzielę, gdy łódź ostro skręciła. Wszystkie osoby będące na pokładzie znalazły się za burtą. 

Z tego, co udało się ustalić, Louis próbował pochwycić kraj łodzi, ale albo nie umiał pływać, albo też był poważnie ranny, bo mu się to nie udało - ocenił przedstawiciel policji A.J. Schirschmidt.

Losy urny z połową prochów ojca Roberta Louisa (druga część została bowiem złożona w grobowcu, gdzie spoczywa ciało jego matki) nie są znane. Najprawdopodobniej znajduje się ona w Jeziorze Górnym - największym i najbardziej wysuniętym na północ spośród pięciu Wielkich Jezior Ameryki Północnej. 

(ph)