Za atakiem terrorystycznym w irańskim mieście Kerman, w którym zginęły w środę co najmniej 84 osoby, a kilkaset zostało rannych, mogło stać tzw. Państwo Islamskie lub powiązana z nim grupa - przekazała w czwartek agencja Bloomberg, powołując się na informacje od osób zaznajomionych z pracami analityków rządu amerykańskiego. Istnieją obawy, że zamach może doprowadzić do rozszerzenia się konfliktu na cały region Bliskiego Wschodu.

W pierwszych reakcjach na eksplozje władze Iranu obwiniły USA i Izrael. Wypowiadający się w mediach społecznościowych politycy sugerowali, że zamach miał być zemstą za wsparcie, jakiego Teheran udziela organizacjom terrorystycznym atakującym Izrael. 

Oskarżenia wysuwane wobec USA są śmieszne - powiedział w środę rzecznik Departamentu Stanu Matthew Miller. Jak dodał, nic też nie wskazuje na zaangażowanie Izraela w atak.

Natomiast dziennik "Financial Times", powołując się na wyższego urzędnika administracji amerykańskiej, który wypowiedział się pod warunkiem zachowania anonimowość, napisał, że zamach przypominał inne akty terroru wymierzone w szyitów - wyznawców dominującego w Iranie odłamu islamu - a dokonanych przez grupy sunnickich ekstremistów, takich, jak Państwo Islamskie (IS). Gazeta przypomniała, że w 2017 roku IS zaatakowało budynek parlamentu w Teheranie, a w kolejnym roku dziesiątki osób zginęły, kiedy terroryści otworzyli ogień podczas defilady wojskowej w mieście Ahvaz.

Bez względu na to, kto zorganizował środowy zamach, ryzyko rozszerzenia się konfliktu, który rozgorzał, kiedy w październiku palestyński Hamas zaatakował Izrael, jest wysokie. Grupy zbrojne i terrorystyczne wspierane przez Iran nasiliły ataki w Iraku, Syrii, Libanie i Jemenie. Jemeńscy rebelianci Huti zaczęli atakować statki handlowe na Morzu Czerwonym stwarzając zagrożenie dla ważnej drogi wodnej, która zwykle obsługuje około 12 proc. światowego handlu.

Chociaż ryzyko szerszej wojny wzrosło w tym tygodniu - komentuje Bloomberg - bezpośrednia konfrontacja USA-Iran jest nadal postrzegana jako mniej prawdopodobna, a większość analityków przewiduje zamiast tego rosnącą liczbę ataków zastępczych w typie "wet za wet". Pozostaje jednak ryzyko, że jakiś drobniejszy incydent może - wraz z rosnącym nagromadzeniem sił zbrojnych w regionie - stać się zapalnikiem szerszego konfliktu.