Do końca 2014 roku amerykańskie oddziały wycofają się z Iraku, jednak ich brak będzie tam dotkliwie odczuwalny i budzi wiele obaw o przyszłość. "To nie jest idealne rozwiązanie" - ocenia brytyjski "The Economist".

Zgodnie z zapowiedzią prezydenta USA Baracka Obamy, amerykańskie siły opuszczą Irak do końca tego roku.

Ich wyjazd będzie w Iraku "dotkliwie odczuwalny" - ocenia "The Economist". Przez ostatnie dwa lata działalność amerykańskich żołnierzy nie ograniczała się jedynie do działań militarnych (np. pomoc w utrzymywaniu pokoju na granicznych terenach Arabów i Kurdów, doradztwo w zakresie walki z rebeliantami), ale poszerzyła się o inne dziedziny - od nadzorowania wyborów przez konserwację zabytków po kopanie kanałów ściekowych.

Jednak choć wielu w Waszyngtonie i Bagdadzie wolałoby zostawić w Iraku 3-5 tys. żołnierzy USA jako instruktorów dla armii i policji irackiej, byłoby to trudne pod względem politycznym - ocenia gazeta.

Premier Iraku Nuri al-Maliki reprezentuje parlament "tak wściekle podzielony, że rzadko podejmuje jakiekolwiek decyzje", a jego wpływ jest zbyt mały, by samodzielnie przeforsować przedłużony pobyt oddziałów USA. Te zaś nie mogły się nań zgodzić, jeśli wiązałby się - jak tego żądał iracki rząd - z pozbawieniem amerykańskich żołnierzy immunitetu sądowego.

"The Economist" wspomina, że wycofanie wojsk z Iraku budzi obawy przed zwiększonymi wpływami Iranu i większą aktywnością irackiego odłamu Al-Kaidy. Przypomina jednak, że zdaniem niektórych analityków wpływ wspieranych przez Iran środowisk będzie zrównoważony przez inne siły w regionie, np. Turcję, którą z Irakiem łączą interesy gospodarcze.

Największym przegranym będą prawdopodobnie dyplomaci USA w Iraku - podkreśla "The Economist". Ambasada USA w Bagdadzie pozbawiona zostanie wsparcia wojska, co może oznaczać, że działalność jej pracowników zostanie znacznie ograniczona. Ponadto obawy o bezpieczeństwo personelu wywołuje stanowisko radykalnego szyickiego polityka, Muktady as-Sadra. Zapowiedział on, że nawet po wycofaniu wojsk USA amerykańscy dyplomaci będą w jego oczach "okupantami", którym trzeba "stawiać opór".

Zarówno Obama jak i al-Maliki odtrąbili wycofanie wojsk USA jako zwycięstwo. Jednak w rzeczywistości obaj wiedzą, że rozwiązanie nie jest idealne; będą nerwowo obserwować, jak wyjeżdżają ostatnie amerykańskie oddziały - podsumowuje "The Economist".