Mieli zaledwie 20 minut, by się ratować. Dla 83 osób, które straciły swoje życie w pożarach w greckiej Attyce, było to za mało. Władze w Atenach mówią wprost, że ofiar śmiertelnych może być dużo więcej. Nadal nie jest znana konkretna liczba osób zaginionych. Jak oświadczył grecki minister ds. porządku publicznego Nikos Toskas, do pożaru w okolicach Aten doszło w wyniku podpalenia.

Kwestia pożaru, który zaczął się na górze Pentelikon i rozprzestrzenił na Mati, miasto, gdzie jest najwięcej ofiar, budzi wiele pytań - grecki minister ds. porządku publicznego Nikos Toskas na wspólnej konferencji prasowej z rzecznikiem rządu Dimitrisem Canakopulosem oraz szefami straży pożarnej i policji. Martwi nas wiele czynników i mamy fizyczne ślady, które są przedmiotem dochodzenia - dodał minister. Nie podał jednak szczegółów.

Dochodzenie prowadzi specjalna sekcja strażaków badająca wszystkie większe pożary. Przed konferencją prasową Toskasa mowa była o możliwości wywołania pożaru przez iskrzenie z uszkodzonego pylonu sieci elektrycznej. 



Greckie władze przyznają, że wciąż nie wiedzą, ile osób jest poszukiwanych. Zaznaczają też, że rodziny, które odnajdą już swoich bliskich, nie zgłaszają tego faktu urzędnikom. Nieoficjalnie jednak mieszkańcy Aten i okolic mówią, że władze po prostu boją się paniki, bo liczba zaginionych jest ogromna.

W samym tylko Maratonie wczoraj po południu na liście poszukiwanych było ponad 40 osób, ale w wywiadzie dla greckiej telewizji mer Ilias Psinakis mówił o kolejnych znalezionych ciałach.

Mer Nea Makri Ilias Psinaksis mówił, że służby próbują zidentyfikować kolejne ofiary. Niewykluczone, że to osoby z długiej listy zaginionych. Wciąż znajdujemy szczątki ciał, nie wiemy, czy to jedna, czy dwie osoby. Ludzie ginęli wtuleni w siebie. Musimy przeprowadzić testy DNA, by potwierdzić ich tożsamość - mówi. 

W internecie powstał też specjalny serwis, na którym bliscy mogą publikować zdjęcia poszukiwanych. Na razie jest na nim około 20 ogłoszeń, w tym dzieci, m.in. bliźniaczek, które wsiadły na łódź w greckiej Rafinie, co widać na nagraniach z monitoringu. Później ślad po nich zaginął.

Zamknęliśmy się w domu. Zamknęliśmy okiennice i położyliśmy sobie ręczniki na twarzach. Piekło trwało około godziny. Brakuje mi słów, by opisać, co przeżyliśmy - relacjonuje Anna Kiriazova, mieszkanka Mati.

Wybuchła panika, ponieważ ulicę zablokowały samochody. Ludzie krzyczeli w histerii. Widzieli, że ogień się zbliża z wiatrem. Czuć było intensywny zamach dymu. Niebo było czarne - opisywał żywioł Theodoros Christopoulos, świadek pożaru.

To największa katastrofa, jaka kiedykolwiek wydarzyła się w Grecji - mówi naszemu dziennikarzowi Petros, prowadzący sklep w Mati. Jego lokal jest jednym z niewielu, które ocalały w pożarze.

Petros nadal nie ma pojęcia, co stało się z kilkoma jego kolegami. Kiedy tylko zauważył ogień,- ewakuował rodzinę do morza. Sam wrócił na ląd, by ratować to, co się dało. Martwię się o znajomych, którzy są wciąż poszukiwani. To mała miejscowość, wszyscy się tu znamy. Interesują mnie teraz moi przyjaciele. Może kogoś jeszcze uda się znaleźć - mówi.

Mati jest odcięte od prądu, w sklepie Petrosa i trzech hotelach, które ocalały, energię dostarczają agregaty. Część mieszkańców wróciła do swoich domów. Porządkują działki i próbują wrócić do normalnego życia.

W czwartek odbyło się spotkanie ministra obrony narodowej Grecji z częścią mieszkańców nadmorskiego Mati. Były krzyki, łzy i sporo zarzutów pod adresem władz państwowych. Poszkodowani oskarżali go o opieszałe działanie państwa w niesieniu pomocy zarówno w trakcie akcji ratunkowej, jak i już po niej. Jeden z mężczyzn obecnych na spotkaniu mówił na przykład, że spalone domy były sprawdzane dopiero po dwóch dniach.

Minister powiedział, że rozumie reakcje mieszkańców. Zapowiedział, że rząd uruchomi pomoc i wypłaci zapomogi w wysokości 1000 euro dla rodzin, których dzieci zaginęły, 5000 dla rodzin wielodzietnych i 8000 euro na każdy spalony lokal.

W Rafinie i Mati, gdzie pożar wyrządził największe szkody, nadal nie ma prądu. Państwo ogłosiło, że umarza wszystkie długi za energię powstałe od stycznia tego roku mieszkańcom miejscowości, które ucierpiały. Prąd do części domów ma wrócić w niedzielę.  

Spontaniczna solidarność Greków z ofiarami klęski pożarów

Wstrząs, jaki przeżywa Grecja w związku z wielkimi pożarami lasów, wywołał "tsunami" odruchów solidarności ze strony greckiego społeczeństwa wobec ofiar żywiołu oraz ich bliskich - piszą greckie media.

Niektóre gminy, które ucierpiały wskutek pożaru, ogłosiły, że zapasy żywności i odzieży zgromadzone dzięki ofiarności rodaków i organizacji społecznych przekroczyły już pojemność zaimprowizowanych magazynów.

Do punktów krwiodawstwa zgłaszają się wciąż setki wolontariuszy, a z całego kraju poczta wciąż dostarcza ogromne ilości paczek z pomocą dla pogorzelców i innych ofiar żywiołu.

Złodzieje plądrują ocalałe domy

Wojsko i policja pilnują kilku zniszczonych ogniem miejscowości pod Atenami w Grecji. W miasteczkach pozbawionych prądu nocą zaczęli pojawiać się złodzieje, którzy plądrują ocalałe domy.

Najwięcej prób kradzieży odnotowano w Rafinie, której teraz strzeże kilkudziesięciu żołnierzy i policjantów. Na miejsce przyjechał też Mer pobliskiego Nea Makri. Mamy poważny problem ze złodziejami, najważniejsze teraz to chronić to, co ocalało przed kradzieżą - dlatego jest tu dużo wojska. Kilku złodziei już złapaliśmy - mówi.

Wieczorem funkcjonariuszy ma tu być więcej. Służby mają jeszcze jedno zmartwienie - muszą uprzątnąć zapchaną po akcji gaśniczej kanalizację. Prognozy mówią o silnych deszczach, co w przypadku niedrożnych odpływów może oznaczać kolejną klęskę.

Grecja jest obok Portugalii, Hiszpanii i Włoch jednym z krajów śródziemnomorskich, w których wydłużyły się w ostatnich dziesięcioleciach okresy suszy i wysokiej temperatury, co szczególnie sprzyja pożarom lasów.

W 2017 roku według europejskiego systemu informacji o pożarach lasów liczba tych pożarów w krajach Unii Europejskiej wzrosła trzykrotnie w porównaniu z przeciętną z ostatnich ośmiu lat. 

(j., mpw)