Do godz. 9 strona białoruska czeka na pieniądze od rosyjskiego koncernu Gazprom. Wczoraj wicepremier rządu w Mińsku Uładzimir Siemaszko poinformował, że Białoruś oddała Rosji 187 milionów dolarów długu za gaz. Oznajmił, że jeśli do dzisiaj Rosja nie zapłacił za tranzyt, Białoruś wstrzyma przesył ropy i gazu przez swoje terytorium.

Zobacz również:

Aleksander Łukaszenka już raz blefował w białorusko-rosyjskiej wojnie gazowej. We wtorek polecił rządowi tranzyt rosyjskiego gazu przez terytorium Białorusi do krajów Unii Europejskiej, dopóki Gazprom nie zapłaci swego zadłużenia za tranzyt, które Łukaszenka szacuje na 260 milionów dolarów. Kurki nie zostały jednak zakręcone; jedynie od wczoraj ograniczone zostały dostawy błękitnego paliwa na Litwę i do obwodu kaliningradzkiego.

Czy o godz. 9 Białoruś wstrzyma przesył ropy i gazu przez swoje terytorium? Na razie możemy spodziewać się, że to Gazprom ponownie obetnie dostawy surowca dla Białorusi. Jak oświadczył o poranku rzecznik rosyjskiego koncernu gazowego Siergiej Kuprijanow, na rachunek przedsiębiorstwa nie wpłynęło 187 mln dol. od Białorusinów. Już w tej chwili Białoruś otrzymuje o 60 proc. gazu mniej.

Rosyjscy eksperci nie wierzą w spełnienie białoruskiego ultimatum i całkowite zablokowanie tranzytowej rury. Naraziłoby to Białoruś na potężne kary, a Mińsk pieniędzy nie ma. Co ważne, w tej wojnie nie chodzi o gaz, a o politykę i kolejną próbę zmuszenia Łukaszenki, by wypełniał polecenia Moskwy. Wszystko wskazuje na to, że to Kreml zdecyduje jak i kiedy ta wojna się skończy.