Służba Bezpieczeństwa Ukrainy twierdzi, że udaremniła próbę zorganizowanej destabilizacji sytuacji politycznej w swoim kraju. Jak przekonują władze w Kijowie, za tym spiskiem stoi Rosja, a jego celem miała być zmiana władz centralnych na prorosyjskie.

Służba Bezpieczeństwa Ukrainy twierdzi, że udaremniła próbę zorganizowanej destabilizacji sytuacji politycznej w swoim kraju. Jak przekonują władze w Kijowie, za tym spiskiem stoi Rosja, a jego celem miała być zmiana władz centralnych na prorosyjskie.
Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko /Claudio Bresciani /PAP/EPA

Według SBU, chodziło o zorganizowanie szeregu protestów ulicznych. Już jutro na ulice mieli wyjść niezadowoleni klienci banków w ogólnokrajowej akcji. Za tydzień planowano wielkie manifestacje przeciwników podnoszenia przez władze różnego rodzaju opłat. Podczas tego protestu planowano blokowanie siedziby rządu i innych urzędów centralnych.

Ostatecznie chodziło, jak przekonuje Anatolij Bubłyk z SBU, o doprowadzenie do przedterminowych wyborów, po których do nowego parlamentu mieli się dostać politycy prorosyjskich sił.

Chodzi też o rewizję dotychczasowych kierunków polityki zagranicznej państwa, czyli zorientowania na Europę.

Według służb, Rosjanie do organizacji i koordynowania tych protestów mieli używać m.in. portali społecznościowych.

Tymczasem była premier Julia Tymoszenko wzywa Ukraińców do nowego Majdanu. Protesty miałyby rozpocząć się już jutro. W Radzie Najwyższej Tymoszenko oświadczyła, że ludzie mają dość okradania państwa, nie mogą wypłacać oszczędności z banków i to jest powód zapowiadanych protestów.

Władza próbuje pokazać, że akcja obrony praw to ręka Kremla, a ludzie mają dość, że oni zasłaniając się wojną korumpują i rabują kraj - mówiła.

Nie wiadomo, jaki rozmiar będzie miał protest. Rosyjscy eksperci twierdzą, że te polityczne manewry to przygotowania do przedterminowych wyborów parlamentarnych na Ukrainie.



(j.)