Już tylko pięć dni zostało do zaplanowanego na czwartek referendum, w którym mieszkańcy Szkocji mają wypowiedzieć się w sprawie pozostania ich kraju w Zjednoczonym Królestwie. Według najnowszego sondażu ośrodka Survation, do 54 proc. wzrosło poparcie dla pozostania Szkocji w Zjednoczonym Królestwie, a 46 proc. badanych jest za secesją.


Z badań ośrodka Survation wynika, że 40 proc. badanych uważa, że w 

niepodległej Szkocji ich sytuacja finansowa pogorszy się, a tylko 27

proc., że się polepszy.

Natomiast z opublikowanego w piątek sondażu dla dziennika "Guardian" wynikało, że wśród osób, które już wiedzą, jak zagłosują, 51 proc. jest przeciwnych niepodległości Szkocji, a 49 proc. jest za.

Jednym z najczęściej poruszanych tematów jest przyszłość szkockiej gospodarki po ewentualnej secesji.

Dzisiaj ok. 15 tys. oranżystów - szkockich i północnoirlandzkich protestantów, zdecydowanie sprzeciwiających się rozpadowi Wielkiej Brytanii, przemaszerowało ulicami szkockiej stolicy - Edynburga.

Z melonikami na głowach, przepasani charakterystycznymi, pomarańczowymi szarfami, lojaliści ze Szkocji i Irlandii Północnej przeszli w pochodzie przez centrum miasta pod hasłem "Dumni, że jesteśmy Brytyjczykami". Nieśli transparenty namawiające mieszkańców Szkocji do głosowania przeciw secesji w czwartkowym plebiscycie.

Uczestnicy marszu ostrzegali, że odłączenie się Szkocji od Zjednoczonego Królestwa zagrażałoby szkockiej kulturze i historii oraz niepotrzebnie narażałoby polityczny układ, który się sprawdził. Jesteśmy razem od 300 lat. Unia działa, więc po co ją rozbijać? - pytał jeden z demonstrantów.

Z drugiej strony, szkoccy nacjonaliści oskarżają rząd w Londynie o prowadzenie wraz z największymi firmami w Szkocji "kampanii strachu", która ma spowodować, że mieszkańcy w referendum zagłosują przeciw niepodległości. Były wiceszef Szkockiej Partii Narodowej (SNP) Jim Sillars w wystąpieniu zagroził nacjonalizacją koncernom takim, jak firma wydobywcza BP, za wyrażanie się "z obawą" o skutkach ewentualnej secesji.

W tym referendum chodzi o władzę. Jeśli większość powie "tak", użyjemy tej władzy do rozliczenia się z BP i bankami. W niepodległej Szkocji BP pozna znaczenie nacjonalizacji, częściowej lub całkowitej - cytowały polityka Sillars'a lokalne media.

Obawy dotyczące referendum i odłączenia od Zjednoczonego Królestwa wyrażali przedstawiciele największych banków, przedsiębiorstw naftowych i sieci supermarketów działających w Szkocji. Wskazywano m.in. na okres niepewności w sprawie waluty i banku centralnego w razie odłączenia się tego kraju od reszty Zjednoczonego Królestwa.

(acz)