Skandal w najwyższych władzach Unii Europejskiej. Przewodniczący Rady UE, pretendujący do roli prezydenta Europy, belgijski polityk Herman Van Rompuy wykorzystał służbowy samochód z szoferem, by… pojechać na wakacje. Zabrał ze sobą swoją żonę, dzieci i wnuki.

Ani Van Rompuy, ani jego otoczenie nie widzą w całej sprawie niczego złego. Jego rzecznik tłumaczy, że chodzi o bezpieczeństwo przewodniczącego, i wyjaśnia, że takie zasady zostały narzucone przez służby bezpieczeństwa Rady Unii. Czy prezydent Barack Obama przestaje być prezydentem, gdy udaje się na wakacje? - tłumaczy.

Belgijskiej prasy to jednak nie przekonało. Samochód służbowy powinien być wykorzystywany do pracy, a nie do wożenia rodziny na wakacje.

Skandal wybuchł w nie najlepszym momencie, gdy z powodu kryzysu wszyscy zaciskają pasa, a każdy wydatek z kieszeni podatników jest skrupulatnie sprawdzany. Van Rompuy prawdopodobnie nie poniesie żadnych konsekwencji, ale zaszkodzi to jego wizerunkowi, który w ostatnim czasie był całkiem niezły. Po pierwszej fali krytyki, gdy wybrano nikomu nieznanego polityka, okazało się, że sprawuje urząd całkiem sprawnie, a na pewno o wiele bardziej niż jego koleżanka, szefowa unijnej dyplomacji Lady Ashton.