"USA nie szanują ani lojalnego sojusznika, ani suwerenności naszego kraju" – ocenił były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder po ujawnieniu informacji, że Amerykanie podsłuchiwali jego rozmowy telefoniczne. "Podsłuchiwanie telefonu pani kanclerz czy też kanclerza to działalność idąca jednoznacznie zbyt daleko" – dodał w rozmowie z "Bildem".

W opublikowanym dziś fragmencie rozmowy z "Bildem", która w całości ukaże się w czwartek Schroerder stwierdził, że Amerykanie pokazali skrajną nieufność "wobec sojusznika, który okazał im daleko idącą solidarność". To, że państwa wzajemnie się szpiegują, nie jest niczym nowym - zastrzegł.  

Rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert powiedział dziennikarzom, że podczas środowego posiedzenia gabinet nie zajmował się sprawą podsłuchów. Przyjęliśmy do wiadomości informacje mediów; nie mamy żadnych nowych informacji - stwierdził wymijająco.  Z kolei minister sprawiedliwości Heiko Maas zarzucił NSA, że pod płaszczykiem dbania o bezpieczeństwo "bez żadnych zahamowań gromadzi dane". Ten, kto podsłuchuje komórkę pani kanclerz, na pewno nie przyczynia się do zmniejszenia ryzyka zamachów terrorystycznych - tłumaczył.

Dziennik "Sueddeutsche Zeitung" oraz stacja telewizyjna NDR poinformowały we wtorek, że Amerykańska Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) najpóźniej w 2002 roku otrzymała polecenie podsłuchiwania ówczesnego kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera. Powodem inwigilowania go miało być jego krytyczne stanowisko wobec wojny w Iraku, planowanej przez administrację George'a W. Busha. Dziennikarskie śledztwo ustaliło, że najpóźniej w 2002 roku Schroeder znajdował się z numerem 388 na liście osób i instytucji, które należało monitorować (National Sigint Requirement List).

(mn)