Dyskusja o wydalaniu Romów z Francji zamienia się w pyskówkę. Unijna urzędniczka, która skrytykowała Francję za wydalanie Romów, powinna zaprosić ich do swojego rodzinnego kraju - Luksemburga. Tak miał oświadczyć prezydent Nicholas Sarkozy w czasie obiadu z senatorami ze swej partii.

Wczoraj unijna komisarz ds. sprawiedliwości Viviane Reding oświadczyła, że jej cierpliwość w sprawie polityki Francji wyczerpała się i zapowiedziała wszczęcie kroków prawnych wobec rządu w Paryżu. Dodała, że "kłamliwe" zapewnienia przedstawicieli francuskiego rządu uważa za hańbę. KE zarzuciła Francji politykę dyskryminacji romskich imigrantów.

Przed południem w tej sprawie wypowiadał się również francuski sekretarz stanu ds. europejskich Pierre Lellouche. Wypowiedź komisarz UE ds. sprawiedliwości określił jako gafę. Nie mogę pozwolić pani komisarz Reding na mówienie, że Francja 2010 roku, to Francja czasów Vichy. (...) Taka gafa w jej (Reding) wykonaniu po prostu nie przystoi - podkreślił sekretarz stanu we francuskim MSZ na antenie radia RTL. "Nie w taki sposób należy się zwracać do wielkiego państwa" - dodał.

Lellouche podkreślił, że "Francja szanuje instytucje wspólnotowe" zastrzegając, że "Komisja Europejska nie może rościć sobie prawa do bycia cenzorem państw".

Paryż zaostrzył politykę wobec Romów pod koniec lipca, likwidując około 100 romskich obozowisk. Według danych francuskich władz, od 28 lipca w ramach procedury "dobrowolnego powrotu" odesłano do Rumunii i Bułgarii około 1000 Romów. Od początku tego roku odesłano już około 9 tys. członków tej mniejszości.

Romowie, którzy wyjeżdżają dobrowolnie, otrzymują od francuskiego rządu jednorazową zapomogę w wysokości 300 euro dla każdego dorosłego i 100 euro dla dziecka.