"Otrzymaliśmy sygnał, że Rosjanie mogą planować na Łotwie podpalenia i prowokacje" - poinformowała w środę łotewska premier Evika Silina. Komentując informacje o zatrzymaniu osób podejrzanych o dywersję w Polsce, dodała, że rosyjskie ataki dotyczą krajów wspierających Ukrainę.

Łotewska premier powiedziała, że służby specjalne są w stanie zidentyfikować prowokacje Rosji, ponieważ rozpoznają "charakter pisma" służb rosyjskich. Podkreśliła jednak, że obywatele muszą zdawać sobie sprawę z tego, że na Łotwie może dojść do bardzo różnych prowokacji.

"Podpalenia są jedną z najbardziej typowych dla rosyjskich służb specjalnych form dywersji, mającą na celu destabilizowanie atakowanego kraju i wzbudzanie niepokoju. Jest to też sygnał wysyłany do łotewskich polityków i próba zastraszenia ich" - wyjaśniła szefowa rządu.

Minister spraw wewnętrznych Łotwy Rihards Kozlovskis oznajmił z kolei dzień wcześniej, że służby specjalne są "codziennie w stanie alertu". "Jesteśmy w stanie wojny hybrydowej" - dodał.

Działania w Polsce

Kozlovskis odniósł się też do wydarzeń w Polsce, gdzie we wtorek premier Donald Tusk przekazał podczas konferencji prasowej, że zatrzymano kolejne trzy osoby podejrzane o próby sabotażu i dywersji w Polsce. Wcześniej aresztowano dziewięciu podejrzanych. Premier dodał, że dochodzi do "prób sabotażu i dywersji na terenie Polski i państw sąsiednich", w tym na Litwie i Łotwie.

Łotewski minister potwierdził, że Rosja będzie nadal w ten sposób atakować kraje, które pomagają Ukrainie, a do aktów sabotażu rekrutuje zazwyczaj przestępców i ludzi niemających stałych dochodów.

Kozlovskis ocenił ponadto, że choć na razie Łotwa radzi sobie z zagrożeniami tego typu ze strony Rosji dzięki bardzo dobrej wymianie informacji z sojusznikami, to jednak na dłuższą metę będzie musiała rozbudować swoje służby specjalne.


We wtorek premier Tusk powiedział, że analizowane są ślady pozwalające przypuszczać, że "służby rosyjskie miały coś wspólnego z głośnym pożarem na Marywilskiej i postępowanie w tej kwestii trwa".