Rosja rozważa możliwość rezygnacji z jednego ze swoich największych projektów energetyczno-politycznych ostatnich lat - magistrali South Stream. Gaz z Rosji i Azji Środkowej ma być nią tłoczony do Europy z ominięciem Ukrainy. Poinformował o tym dziennik "Kommiersant", powołując się na wicepremiera Igora Sieczina, który w gabinecie Władimira Putina nadzoruje sektor energetyczny.

Sieczin, jeden z najbliższych współpracowników Putina, przekazał, że rząd, szukając możliwości obniżenia kosztów tego projektu, zastanawia się nad przesyłaniem surowca do Europy nie gazociągiem, lecz w postaci gazu skroplonego (LNG).

Według wicepremiera, budowa fabryki skraplania gazu nad Morzem Czarnym może stanowić dodatek do South Stream lub alternatywę wobec tej rury. Sieczin dodał, że zakłady LNG mogą również zostać zbudowane na północy Rosji pod gaz z Półwyspu Jamalskiego.

Losy South Stream były głównym tematem środowych rozmów prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa z premierem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem w Moskwie. Strona turecka wciąż nie zezwoliła na ułożenie gazociągu w swojej wyłącznej strefie ekonomicznej na Morzu Czarnym. Zgodziła się jedynie, by Gazprom przeprowadził badania geologiczne i sejsmiczne wzdłuż planowanej trasy.

Fabryka LNG jest harmonijną, integralną częścią South Stream. Jednak w wypadku, jeśli zetkniemy się z niepokonywalnymi przeszkodami w realizacji projektu, ta integralna część może stać się pełną alternatywą wobec wariantu rurociągowego - potwierdził słowa Sieczina cytowany przez "Kommiersanta" rzecznik prasowy rosyjskiego rządu Dmitrij Pieskow.

Gigantyczne przedsięwzięcie

South Stream ma prowadzić z Rosji po dnie Morza Czarnego (przez wyłączną strefę ekonomiczną Turcji) do Bułgarii, gdzie powinien się podzielić na dwie nitki: północną - do Austrii i Słowenii przez Serbię i Węgry oraz południową - do Włoch przez Grecję. Jego przepustowość ma wynieść 63 mld metrów sześciennych surowca rocznie.

Gazociąg będzie liczyć 2200 kilometrów, jeśli zostanie doprowadzony do austriackiego Baumgarten, w tym jego podwodny odcinek będzie miał 900 kilometrów. Gazprom chce oddać magistralę do użytku przed końcem 2015 roku.

Eksperci: To byłby cios dla Putina

Rosyjscy eksperci sądzą, że wypowiedzi Sieczina i Pieskowa są jedynie próbami wywarcia presji na Turcję. Wszelkie rozważania o budowie fabryki LNG (nad Morzem Czarnym) to blef przeznaczony dla tureckich uszu. Jeśli rzeczywiście chcieliby uruchomić takie zakłady, to musieliby też zbudować terminale regazyfikacyjne w Bułgarii lub Rumunii - zauważył analityk rynku gazowego Michaił Krutichin, którego opinię przytacza "Kommiersant".

Ocenił on też, że budowa fabryki LNG na Jamale, to utopia. Nawigacja jest tam możliwa tylko przez dwa miesiące w roku. Nie będą przecież z każdym gazowcem LNG puszczać lodołamacza atomowego - wskazał Krutichin.

Analityk podkreślił również, że kierowanie gazowców przez zatłoczoną cieśninę Bosfor nie jest najlepszym pomysłem, tym bardziej, że nie przejdą przez nią największe tankowce klas Q-Flex i Q-Max.

Krutichin dodał, że rezygnacja z South Stream byłaby potężnym ciosem dla wizerunku Putina, głównego animatora tego projektu.