"Spięcie między Stanami Zjednoczonymi i Chinami w związku z wizytą spiker Izby Reprezentantów Nancy Pelosi na Tajwanie raczej nie rozejdzie się po kościach" - uważa Radosław Pyffel z Instytutu Sobieskiego. Ekspert był gościem Michała Zielińskiego w radiu internetowym RMF24.

Ekspert podkreśla, że Pekin przy każdej okazji naciska, by respektować zasadę "jednych Chin" i nie uznawać faktycznie niepodległego Tajwanu za osobne państwo. Nancy Pelosi jest formalnie trzecią osobą w amerykańskim państwie, dlatego jej przyjazd na wyspę Chiny traktują jako wyraźną prowokację - wyjaśnia ekspert.

Gość radia internetowego RMF24 nie wyklucza w związku z tym błyskawicznej eskalacji kryzysu i rozwiązania siłowego.

Z punktu widzenia Chin Tajwan jest rzeczywiście kwestią bardzo ważną, jeśli chodzi o dumę narodową i w ogóle całą retorykę renesansu odrodzenia narodu chińskiego. To jest oczko w głowie programu Xi Jinpinga - mówi Pyffel.

Dotychczas kontynent nie chciał inwazji na Tajwan - zauważa Pyffel i dodaje: Największym osiągnięciem sztuki wojennej w Chinach jest przejęcie przeciwnika ze wszystkimi jego zasobami, przekonanie go do tego, żeby dołączył i wzmocnił nasze zasoby.

Chiny mogłyby stracić twarz

Zdaniem Radosława Pyffela, Chiny nie mogą już jednak nie zareagować na wizytę, bo straciłyby twarz na arenie międzynarodowej. Na dodatek prezydent Xi Jinping wkrótce ma być ponownie wybrany na przywódcę partii i potrzebuje symbolicznego dowodu rosnącej potęgi państwa.

On będzie starał się teraz o reelekcję jesienią, więc musi pokazać, że jest liderem twardym i zdecydowanym i to uprawdopodabnia niestety tę eskalację - mówi gość RMF24.

"Siłowa reakcja Chin jest możliwa"

Według eksperta siłowa reakcja Chin jest wobec tego możliwa. Radosław Pyffel mówi, że należałoby się spodziewać przede wszystkim działań na morzu i to wymierzonych nie tylko w Tajwan, ale też nawet w siły USA w regionie.

Pytanie jest takie, na co zdecydują się wojskowi z kontynentu. Czy to będzie jakiś frontalny atak, czy skończy się na oświadczeniach dyplomatycznych. Jak ten scenariusz eskalacji będzie wyglądał no to być może dowiemy się już w najbliższych godzinach - mówi Radosław Pyffel.

(...)

Michał Zieliński: Rośnie napięcie wywołane wizytą przewodniczącej Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych Nancy Pelosi w stolicy Tajwanu - Tajpej. Media amerykańskie i tajwańskie podają, że Pelosi ma przylecieć na Tajwan dziś wieczorem miejscowego czasu. Akcje na azjatyckich giełdach tracą. Władze Tajwanu podają, że szykują schrony. Tajwańskie wojsko podwyższyło stopień gotowości bojowej. Chiny wysłały samoloty w pobliże mediany Cieśniny Tajwańskiej. Wiadomo, że Chiny uważają Tajwan za zbuntowaną prowincję, ale dlaczego wizyta Nancy Pelosi aż tak drażni Chińczyków? Co ona właściwie zmienia? To nie jest tylko gest, symbol?

Radosław Pyffel z Instytutu Sobieskiego: Ona wiele zmienia i nie ogranicza się tylko do świata symboli, dlatego że Chiny, a jeszcze dokładniej mówiąc Pekin, już od wielu lat prowadzi politykę izolacji międzynarodowej wyspy, która ma własny rząd. Ten rząd rozciąga swoją władzę na określonym terytorium, ale nie ma uznania międzynarodowego. Chiny oczekują od innych państw przestrzegania zasady "jednych Chin". To znaczy, że istnieje tylko Pekin jako reprezentant "jednych Chin", w skład, których wchodzi również Tajwan. Co ciekawe Republika Chińska na Tajwanie również uważa się za przedstawiciela "jednych Chin', bo nie ma Chin i Tajwanu w stosunkach międzynarodowych. Tyle tylko że Republikę Chińską na Tajwanie uznaje kilkanaście państw w tym Paragwaj, Watykan, pomniejsze kraje Afryki i Ameryki Łacińskiej. W sytuacji, gdy dochodzi do wizyt, które są przejawem wychodzenia z izolacji międzynarodowej wyspy, Pekin reaguje z całą stanowczością, nawet przy różnego rodzaju spotkaniach czy mityngach międzynarodowych. Przedstawiciele Pekinu, Chin kontynentalnych zawsze żądają deklaracji, że dany kraj utrzymuje relacje z Pekinem i popiera kwestię "jednych Chin", co oznacza, że Tajwan jest częścią Chin. Amerykanie tę zasadę "jednych Chin" poparli w 1979 r., kiedy zerwali stosunki dyplomatyczne z Republiką Chińską na Tajwanie i przenieśli swoją ambasadę z Tajpej do Pekinu. Teraz Pekin domaga się respektowania tej zasady. Wyspę ma odwiedzić nie byle kto, bo Nancy Pelosi - kongresmenka, spikerka Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych, osoba numer 3 w Stanach Zjednoczonych, jeśli chodzi o sukcesję prezydencką. Gdyby coś, nie daj Boże, stało się prezydentowi Joe Bidenowi, który ostatnio miał nawet pozytywny test na obecność wirusa, a potem Kamali Harris jako wiceprezydenta, to ona jest trzecia w kolejności do objęcia urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych. Dlatego jest to bardzo ważna postać. No i tutaj Pekin reaguje z wściekłością.

Na chwilę odejdźmy od tematu samego Tajwanu. Skoro pan mówi o tym, jak Chińczycy reagują na tego rodzaju gesty, to proszę przypomnieć historię, która jest osadzona geograficznie w naszym regionie. Litwa ostatnio miała podobne problemy z Chińczykami, związane z Tajwanem. Mogłoby się wydawać, że to w ogóle bez znaczenia, kraj mały i daleko.

Rzeczywiście, nas może to nawet w pewien sposób bawić, ale de facto Tajwan istnieje jako podmiot w relacjach międzynarodowych. Otwiera swoje przedstawicielstwa, natomiast nigdy nie są one pod nazwą Tajwan. To są Biura Handlowe, Biura Współpracy Kulturalnej Tajpej, Biura Ekonomiczne. Natomiast na Litwie zdecydowano się otworzyć biuro Tajwanu i to od razu stało się kością niezgody. Jedno słowo, ale jakże ważne. Te niuanse dyplomatyczne odgrywają bardzo istotną rolę i one mogą doprowadzić do scenariusza eskalacji. Już jesteśmy tego scenariusza eskalacyjnego bardzo blisko. Jeżeli wojskowy samolot Nancy Pelosi rzeczywiście wyląduje dzisiaj o 22 na wyspie, to na pewno uruchomi jakieś działania dyplomatyczne i być może nie tylko dyplomatyczne.

Pelosi ma przylecieć, jak pan mówi, na pokładzie samolotu wojskowego, jak się można domyślać eskortowany przez myśliwce. To co w takim razie zrobią Chińczycy? Co się może stać dalej? Jeden z ustosunkowanych w kręgach partyjnych dziennikarzy w Chinach, kilka dni temu już napisał, że samolot może zostać przez Chińczyków zestrzelony.

Mowa o redaktorze naczelnym jednego z najbardziej radykalnych chińskich dzienników, który już co prawda wycofał się z tego stwierdzenia, ale na pewno Chiny będą musiały coś zrobić. Nie wiemy, co zrobią, tego nie mówią dokładnie, chociaż być może będzie musiała zareagować armia chińska. To spowodowało, że podpłynęły już amerykańskie lotniskowce pod Cieśninę Tajwańską i przebywają w okolicy. Z punktu widzenia Chin, Tajwan jest rzeczywiście kwestią bardzo ważną, jeśli chodzi o dumę narodową i całą retorykę renesansu, odrodzenia narodu chińskiego. Jest to oczko w głowie programu Xi Jinpinga, który będzie starał się o reelekcję jesienią, więc musi pokazać, że jest liderem twardym i zdecydowanym. To uprawdopodabnia niestety ten eskalacyjny scenariusz. Natomiast pytanie jest takie, na co zdecydują się wojskowi z kontynentu: czy to będzie frontalny atak, czy skończy się na oświadczeniach dyplomatycznych. Wydaje mi się, że sprawy zaszły już tak daleko, że żadne z imperiów, żadne z mocarstw już nie będzie mogło się z tego wycofać, ponieważ jest to kwestia utraty twarzy i trochę reputacji międzynarodowej. Ten koszt będzie bardzo wysoki. Natomiast jak ten scenariusz eskalacji będzie wyglądał, no to być może dowiemy się już w najbliższych godzinach i także na antenie Radio RMF24.

A gdyby doszło do wariantu siłowego, to jak by to miało wyglądać? Myśli pan, że ograniczyłoby się to do bardziej symbolicznego rozwiązania. Na przykład zajęcia tajwańskich wysepek położonych w pobliżu wybrzeża Chin kontynentalnych, ataku w cyberprzestrzeni, czy w realnej przestrzeni? A jeśli tak, to blokady morskiej, nalotów rakietowych, ataków czy w ogóle chińska armia mogłaby gładko wygrać taką inwazję lądową na Tajwan?

Wydaje się, że dotychczas kontynent nie chciał inwazji na Tajwan. Największym osiągnięciem sztuki wojennej w Chinach jest przejęcie przeciwnika ze wszystkimi jego zasobami, przekonanie go, żeby dołączył i wzmocnił nasze zasoby. Jest to jeden kraj ostatecznie, mówiący tym samym językiem. Co prawda, na Tajwanie w ostatnich kilku dekadach dużą popularnością cieszą się poglądy niepodległościowe, że Tajwan z Chinami wiele wspólnego już nie ma. Takie przeświadczenie istnieje wśród młodego pokolenia. Można powiedzieć, że tutaj czas pracuje na niekorzyść Pekinu, bo oni oglądają te same firmy, uczą się tej samej historii i mówią tym samym językiem. Jest jeszcze duża grupa starszych ludzi, która czuje się Chińczykami, nawet nie Tajwańczycy, bo bardzo duża jest popularność takiej podwójnej identyfikacji, więc sprawy są skomplikowane. Pan pytał o te kwestie wojskowe. Musimy uświadomić sobie, że Cieśninę Tajwańską w najwęższym punkcie dzieli 130 kilometrów. Obszary lądowe są po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej i jest to tylko 130 kilometrów. Mimo wszystko, to nie będzie takie proste jak na Ukrainie, gdzie atakowano lądem. Oznaczałoby to otwarcie drugiego frontu, po drugiej stronie Eurazji. Jeden to ten, który nas bezpośrednio dotyka, czyli pola bitewne Ukrainy, a tutaj byłaby bitwa morska po drugiej stronie Eurazji. W doktrynie chińskiej nie jest sztuką działać tak jak Władimir Putin, żeby zniszczyć całkowicie, zgładzić olbrzymią część Ukrainy. Tylko to chodziło o to, żeby przejąć Tajwan z potencjałem, z jego prosperującą gospodarką. Więc nie jestem przekonany, czy po prostu ludziom z Pekinu zależałoby na tym, żeby doprowadzać tam do wielkich zniszczeń. Ale tutaj fakt pojawienia się tej amerykańskiej kongresmenki dużo zmienia. Być może to będą działania wymierzone jakoś precyzyjnie tylko w te siły wojskowe Stanów Zjednoczonych. Tutaj już musielibyśmy spekulować. Pewnie zawodowi wojskowi, specjaliści od Marynarki Wojennej mogliby nakreślić scenariusze, które wychodzą poza te polityczne, o których tutaj dyskutujemy.

Mówi pan o Władimirze Putinie. Anglojęzyczna wersja China Daily - głównej gazety Chin w komentarzu napisała, że przykład kryzysu rosyjsko-ukraińskiego pokazuje, co może się stać, kiedy się postawi mocarstwo w sytuacji bez wyjścia. Nie brzmi to dobrze. Ostatnie pytanie -  poszukajmy jakiegoś optymistycznego akcentu, myśli pan, że może się to jeszcze rozejść po kościach?

Może się to rozejść po kościach, ale jest to bardzo trudne, bo jesteśmy już bardzo daleko w tym scenariuszu eskalacyjnym. Będzie to musiało być rozwiązanie dyplomatyczne, w stylu palić, ale się nie zaciągać. Była na Tajwanie, ale nie odwiedziła Tajwanu. Była na Tajwanie, ale z nikim się nie spotkała, tylko przenocowała gdzieś, w jakimś hotelu przy lotnisku. Może wtedy to się rozejdzie po kościach. To znaczy musi się ta sytuacja rozegrać w taki sposób, aby oba mocarstwa zachowały twarz i aby Amerykanie mogli mówić, że Nancy Pelosi była na Tajwanie, a Chińczycy z kontynentu mogli powiedzieć, że w żaden sposób nie zagroziło to zasadzie "jednych Chin". Ale czy tak się rozegra ta sytuacja w najbliższych kilkunastu godzinach, trudno teraz prokurować o tym, że Nancy Pelosi ma wystąpić nawet w parlamencie w Tajpej, bo to by oznaczało już pełną eskalację. No, ale co się wydarzy, zdecydują najbliższe 24 godziny. Co pewnie będziecie Państwo relacjonować na RMF24. 

Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego internetowego Radia RMF24

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.