Niemiecki wywiad BND inwigilował reporterów i publicystów. Dziennikarze byli śledzeni zarówno w pracy i jak i w czasie wolnym przez swoich kolegów z redakcji, którzy współpracowali z wywiadem. Tak było w tygodnikach Der Spiegel i Fokus.

Magazyny te często pisały o pracy służb specjalnych i to się wywiadowi nie podobało. Agenci donosili, w jaki sposób reporterzy zdobywali informacje. Erich Schmidt Enboom, jeden z niemieckich publicystów, zajmujący się tematyką służb specjalnych sam stał się ofiarą takiej inwigilacji: Odwiedzający mnie od czasu do czasu dziennikarze i naukowcy pisali na mnie donosy. Muszę przyznać, że udało mi się ustalić, że ci tajni agenci od czasu do czasu towarzyszyli mi także w moich podróżach służbowych.

Przypadki inwigilacji potwierdził specjalny raport ekspertów przygotowany dla niemieckich parlamentarzystów. Teraz niemieccy politycy wezmą pod lupę służby specjalne, które nie działają w demokratyczny sposób: Pojawiła się konieczność kontroli parlamentarnej - ważną decyzją było utworzenie komisji śledczej, która zajmie się całą sprawą - mówi szef liberałów Guido Westerwelle. Jej posiedzenie już jutro.

A dziś z urzędu kanclerskiego wysłany został do wywiadu specjalny list, w którym rząd zdecydowanie zakazuje śledzenia dziennikarzy. Niemiecki wywiad BND i tak jest już skompromitowany, bo jego metody działania przypominają te z czasów III Rzeszy i komunistycznych wschodnich Niemiec.