Niespełna 3 dni przed wyborami do Budenstagu w Niemczech trwa ostra walka na słowa. Minister sprawiedliwości z ramienia SPD Herta Daeubler-Gmelin mocno skrytykowała prezydenta USA George'a W. Busha. Porównała jego metody działania z metodami stosowanymi przez Hitlera. System sprawiedliwości w USA jest wszawy, gdyż dopuszcza stosowanie kary śmierci - mówiła Daeubler-Gmelin.

W Niemczech wypowiedzi minister sprawiedliwości traktuje się przede wszystkim jako chęć zwrócenia na siebie uwagi tuż przed wyborami. Tym razem jednak przesadziła, myśląc, że temat Iraku wpłynie pozytywnie na wyborcze wyniki SPD - bardzo negatywnych komentarzy bowiem nie brakuje. Jedynie kanclerz Gerhard Schröder broni minister sprawiedliwości, zapowiadając, że dymisji nie będzie. A tego domaga się opozycja.

CDU uważa, że wypowiedź Herty Daeubler-Gmelin to „niesłychany wybryk”. Za odwołaniem minister jest również FDP.

W Stanach Zjednoczonych wypowiedź członka gabinetu Schrödera przyjęto z oburzeniem. Rzecznik Białego Domu Ari Fleisher określił słowa Daeubler-Gmelin jako oburzające i niewybaczalne.

Były szef senackiej komisji spraw zagranicznych oświadczyła wprost, że jako kanclerz, Schröder zaszkodził stosunkom z USA w sposób, jaki niełatwo będzie naprawić. Jessie Helms dodał, że jeśli dotychczasowy kanclerz wygra wybory, a Berlin nie zajmie konstruktywnego stanowiska w sprawie Iraku, Waszyngton powinien rozważyć wycofanie swych oddziałów stacjonujących w Niemczech.

Wcześniej pojawiły się jednak sygnały, że rząd niemiecki usiłuje nieco załagodzić sytuację. Szef dyplomacji Joshka Fisher spotkał się na chwilę z prezydentem Bushem w kuluarach Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Miał przekonywać o tym, że Niemcy pozostają bliskim sojusznikiem.

W świetle ostatnich doniesień, trudno spodziewać się jednak, że była to udana próba.

23:40