Apel deputowanych Naddniestrza może być interpretowany jako reakcja na wypowiedź prezydenta Francji Emmanuela Macrona dotyczącą możliwości wysłania zachodnich wojsk lądowych na Ukrainę. To może być też próba wywarcia presji na władze w Kiszyniowie - zgadzają się eksperci Zbigniew Pisarski, Robert Ratajczyk i Marek Menkiszak. Parlamentarzyści z Naddniestrza poprosili Moskwę o „ochronę”.

Do apelu naddniestrzańskich separatystów odniósł się prezes Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego prof. Zbigniew Pisarski. Jeśli miałbym obstawić, czy większe szanse na przejęcie kontroli nad Naddniestrzem ma wojsko rosyjskie ruszające z terytorium Federacji Rosyjskiej, czy też siły wojskowe Mołdawii, Ukrainy i państw Zachodu, wskazałbym na drugą grupę - powiedział ekspert.

Według Pisarskiego powielany przez rosyjskie media apel można odczytywać jako "pseudoodpowiedź" na wypowiedź prezydenta Francji Emmanuela Macrona o możliwym wysłaniu zachodnich wojsk lądowych na terytorium Ukrainy. Myślę, że to blef, bo zdolności operacyjne Rosji nie wskazują na to, by ten kraj był w stanie skierować znaczącą liczbę żołnierzy na tereny Naddniestrza - ocenił ekspert.

Podkreślił, że każde odwrócenie uwagi Zachodu od toczącej się na Ukrainie wojny to dla Rosji zwycięstwo. Rozdmuchiwanie takich komunikatów jest, w mojej ocenie, próbą rozproszenia uwagi Zachodu, by osłabić jego wysiłek na rzecz obrony Ukrainy. Podejrzewam, że ślady rosyjskiej aktywność można dostrzec również w ostatnim konflikcie na Bliskim Wschodzie - podkreślił.

Pisarski zauważył również, że na początku rosyjskiej ofensywy na pełną skalę w lutym 2022 r. duża rzesza ludzi w wieku poborowym uciekła z terytorium Naddniestrza do właściwej Mołdawii. W mojej ocenie, świadczy to o niskim poziomie morale żołnierzy naddniestrzańskich. To nie wojsko, które byłoby zdeterminowane do prowadzenia działań ofensywnych na terenie Mołdawii - podsumował.

Sheriff boi się utraty władzy

Według eksperta ds. Mołdawii i prof. Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach Roberta Ratajczyka apel separatystycznego Naddniestrza może spotkać się "z jakąś formą pomocy gospodarczej ze strony Rosji". Naddniestrze jest de facto protektoratem, który w różnych latach, w różny sposób, był ekonomicznie wspierany przez Rosję - podkreślił.

Zdaniem eksperta Rosja nie ma fizycznej możliwości interwencji w Mołdawii. W Naddniestrzu stacjonują co prawda rosyjscy żołnierze, ale jest ich półtora tysiąca i pilnują magazynów broni oraz uczestniczą w tak zwanych siłach pokojowych - tłumaczył.

Ratajczyk zaznaczył, że przyłączenie Naddniestrza do Rosji wcale nie leży w interesie - zarówno politycznym, jak i gospodarczym - władz separatystycznego regionu Mołdawii. Podkreślił, że wcześniej kilka razy apelowano w tej sprawie do Moskwy, a nawet zorganizowano plebiscyty wśród mieszkańców. Naddniestrze jest gospodarczo i politycznie kontrolowane przez miejscowy holding Sheriff, który boi się utraty swojej władzy i zysków, gdyby sytuacja Naddniestrza się zmieniła - wskazywał.

Według Ratajczyka Rosja wykorzystuje Naddniestrze jako narzędzie do destabilizacji sytuacji politycznej, zwłaszcza w Mołdawii, ale i na Ukrainie.

Pytany o znaczenie apelu Naddniestrza do Rosji, ocenił, że "to próba wywarcia presji na władze w Kiszyniowie". Obecnie naddniestrzańskie firmy muszą płacić cło do mołdawskiego budżetu. Wcześniej płaciły tylko opłaty do budżetu Naddniestrza i dzięki temu były konkurencyjne rynkowo - powiedział. Wprowadzenie obowiązku regulowania jednocześnie mołdawskich i naddniestrzańskich opłat celnych stanowi dla tych firm problem związany z utrzymaniem konkurencyjności - podkreślił.

Naddniestrze pominięte przez Putina

Kierownik zespołu ds. Rosji Ośrodka Studiów Wschodnich Marek Menkiszak zauważył z kolei, że w czwartkowym przemówieniu Władimir Putin nie odniósł się do sprawy Naddniestrza. Zwrócił uwagę, że "Putin w orędziu mówił stosunkowo niewiele o polityce zagranicznej". W tym aspekcie skupił się na zagrożeniu ze strony państw Zachodu - dodał.

Pytany, dlaczego temat został "przemilczany" w orędziu, Menkiszak odparł, że Putin ma na głowie ważniejsze rzeczy. Zachodnie media nadinterpretowały ten temat, a - w mojej ocenie - chodziło o to, by wywrzeć presję na rząd w Kiszyniowie ze względu na różne działania gospodarcze, które uderzają w interesy Naddniestrza. Natomiast z pewnością nie chodziło o przygotowanie do poważnych działań militarnych. Rosja wysłała tylko pewien sygnał - podsumował.

Apel do Rosji wystosowały władze separatystycznego regionu Naddniestrza, tzw. Kongres Deputowanych Wszystkich Poziomów, który zebrał się w środę w Tyraspolu. Oświadczył on, że Naddniestrze jest obiektem "presji gospodarczej", co jest sprzeczne z "europejskimi zasadami i standardami ochrony praw człowieka i wolnego handlu".

Mołdawski wicepremier Oleg Serebrian oświadczył w środę, że Kiszyniów "odrzuca propagandę z Tyraspola". Podkreślił, że Naddniestrze czerpie korzyści z "polityki pokoju, bezpieczeństwa i integracji gospodarczej w ramach powiązań z Unią Europejską".

Posowiecki arsenał i rosyjscy żołnierze w Naddniestrzu

Naddniestrze - zdominowana przez ludność rosyjskojęzyczną separatystyczna "republika" na terytorium Mołdawii - na początku lat 90. wypowiedziało posłuszeństwo władzom w Kiszyniowie i po krótkiej wojnie, której towarzyszyła rosyjska interwencja, wywalczyło niemal pełną niezależność. Ma własnego prezydenta, armię, siły bezpieczeństwa, urzędy podatkowe i walutę.

Niepodległości Naddniestrza nie uznało żadne państwo, w tym Rosja, choć ta ostatnia wspiera je gospodarczo i politycznie. W Naddniestrzu stacjonuje mniej niż 2 tys. rosyjskich żołnierzy.

W miejscowości Cobasna w Naddniestrzu, przy granicy z Ukrainą, mieści się posowiecki arsenał z około 20-21 tys. ton amunicji, która w ponad połowie jest przeterminowana. W ocenie ekspertów warszawskiego Ośrodka Studiów Wschodnich potencjalna eksplozja na terenie tego kontrolowanego przez rosyjską armię składu mogłaby osiągnąć siłę wybuchu 10 kiloton trotylu.

W "republice" pod koniec kwietnia i początkiem maja 2022 roku doszło do serii incydentów. Odnotowano tam eksplozje nieopodal ministerstwa bezpieczeństwa w Tyraspolu, zniszczenie dwóch przekaźników radiowych, "atak" na jednostkę wojskową i domniemany ostrzał w pobliżu rosyjskich składów broni. W ocenie ukraińskiego wywiadu wojskowego były to prowokacje Kremla, które miały na celu wciągnięcie Naddniestrza w trwającą wojnę.