Na islandzkim półwyspie Reykjanes w sobotę wieczorem znów popłynęła lawa. Erupcję - czwartą w tym regionie od grudnia ubiegłego roku - poprzedziła seria niewielkich trzęsień ziemi.

Czwarta erupcja od grudnia 2023 roku

Erupcja rozpoczęła się w sobotę o godz. 20:23 czasu lokalnego (godz. 21:23 czasu polskiego). Islandzkie Biuro Meteorologiczne (IMO) poinformowało, że wypływ lawy zaobserwowano między wzgórzami Hagafell i Stóra Skógfell na półwyspie Reykjanes.

Precyzując, długa na ok. 3,5 km szczelina erupcyjna otworzyła się bliżej wzgórza Stóra Skógfell, podobnie jak w przypadku poprzedniej erupcji z 8 lutego.

Obecnie najbardziej aktywne jest centrum szczeliny erupcyjnej. Lawa płynie na południe i dotarła już do wałów ochronnych, znajdujących się na północ od miasta Grindavík. Potok przeciął też drogę nr 43 (Grindavíkurvegur), łączącą Grindavík z drogą nr 41 na północy.

W regionie, gdzie doszło do erupcji, obowiązuje stan wyjątkowy. Służby podjęły decyzję o ewakuacji ok. 700 osób ze słynnego geotermalnego spa Blue Lagoon, jednej z największych atrakcji turystycznych na Islandii. Ewakuowano też część mieszkańców, którzy przebywali w Grindavíku.

Islandzkie władze zaapelowały do turystów o nieprzyjeżdżanie w pobliże miejsca erupcji. Według reportera islandzkiej telewizji publicznej RÚV, wiele osób jedzie jednak w kierunku wypływu lawy. Wszędzie jest pełno samochodów, a turyści mają okazję zrobić niezłe fotki do kolekcji z podróży - relacjonował. Co ważne, erupcja nie ma wpływu na obsługę samolotów na lotnisku w pobliskim Keflavíku.

RÚV na platformie YouTube prowadzi kilka transmisji na żywo, na których można zobaczyć tryskającą i płynącą lawę, a także kłęby dymu. Są one do obejrzenia TUTAJ.

Wulkanolodzy spodziewali się erupcji

Sobotnią erupcję poprzedziła seria niewielkich wstrząsów, które były dość nietypowe. Zwykle najpierw dochodziło do nich na większej głębokości, która z czasem się spłycała. Wczoraj od razu wystąpiły bardzo płytkie trzęsienia ziemi, położone na głębokości mniejszej niż 2 km.

Sama erupcja nie jest zaskoczeniem dla islandzkich wulkanologów. Sugerowali oni, że dojdzie do niej na przełomie lutego i marca. Można zatem uznać, że lawa "spóźniła się" o dwa tygodnie.

Grindavík nie ma chwili wytchnienia

Szczelina erupcyjna otworzyła się kilka kilometrów na północny-wschód od Grindavíku. To miasto zostało już ewakuowane w listopadzie 2023 roku, kiedy po prawie 800 latach "drzemki" obudził się system wulkaniczny Svartsengi. Od tego czasu w mieście powstało wiele szczelin, a także pęknięć na budynkach i drogach. Przebywanie tam jest mało bezpieczne.

Do erupcji ostatecznie doszło 18 grudnia, ale wtedy Grindavík uniknął konfrontacji z lawą. Mniej szczęścia miasto miało 14 stycznia br., kiedy - w wyniku drugiej erupcji - zniszczonych zostało kilka budynków. Mogło być jednak gorzej, bo w głównej mierze miasto uratowały wzmocnione ad hoc wały ochronne.

Obie erupcje trwały zaledwie kilka dni. Jeszcze krócej, bo raptem kilkanaście godzin, trwała trzecia erupcja, która rozpoczęła się 8 lutego. To jednak wystarczyło, by lawa uszkodziła rurociąg, w wyniku czego tysiące osób zostało odciętych od ciepła.

Erupcja, która rozpoczęła się w sobotę wieczorem, wydaje się być najsilniejsza z dotychczasowych. Tak przynajmniej twierdzi geofizyk Magnús Tumi Guðmundsson, którego cytuje RÚV.

Islandia to aktywny teren wulkaniczny

Leżąca na styku dwóch płyt kontynentalnych wyspa znajduje się na aktywnym terenie wulkanicznym. Jednym z bardziej "gorących" miejsc jest położony na południowy-zachód od Reykjavíku półwysep Reykjanes.

Nie tylko półwysep Reykjanes jest aktywny wulkanicznie. W południowej części kraju położony jest również wulkan Eyjafjallajokull, którego erupcja w 2010 roku zablokowała na kilka dni ruch lotniczy między Europą a Ameryką Północną.