W trzy dni po największej śnieżycy od 90 lat, wschodnie stany USA wczoraj znów zaatakowała zamieć, utrudniając jeszcze bardziej życie mieszkańców. Na obszarze kilku stanów, od Wirginii do Nowego Jorku, ma spaść dodatkowo co najmniej 30 cm śniegu.

Nowa zamieć śnieżna jest rezultatem działania dwóch niżów atmosferycznych, które zderzyły się ze sobą nad atlantyckim wybrzeżem USA.

W oczekiwaniu na zapowiadaną wcześniej burzę śnieżną w Waszyngtonie, gdzie już w poniedziałek nie pracowała administracja federalna, pracownikom rządowym także we wtorek udzielono urlopu. Do końca tygodnia zamknięto szkoły, tłumacząc to względami bezpieczeństwa dzieci. Autobusy kursują tylko częściowo, a metro odwołało kursy na liniach naziemnych. Na lotniskach odwołano większość lotów.

We wtorek jeszcze 10 tys. mieszkańców Waszyngtonu pozostawało bez prądu. W czasie weekendu, elektryczności było pozbawionych około 100 tysięcy osób. Miasto było źle przygotowane na surową zimową pogodę. Opady śniegu na tę skalę w Waszyngtonie zdarzają się rzadko - miasto leży na szerokości geograficznej Lizbony i Sycylii - władze nie dysponują więc wystarczającym sprzętem do jego usuwania. Wtorkowy "Washington Post" skrytykował władze miasta za brak przygotowania i nieudolność w walce z żywiołem.

Zima zaatakowała też środkowy zachód USA. W stanie Iowa mroźne temperatury szkodzą hodowcom świń, które tracą na wadze i muszą być dodatkowo karmione.