"Prawdopodobnie błąd popełnił pilot śmigłowca, ale jeśli kontroler ruchu lotniczego nagiął zasady, to też może mieć z tego powodu problemy" - powiedział w Radiu RMF24 pułkownik rezerwy, pilot i instruktor F-16 Krystian Zięć. Gość rozmowy Tomasza Terlikowskiego w ten sposób skomentował katastrofę lotniczą w Waszyngtonie, w której doszło do zderzenia samolotu pasażerskiego ze śmigłowcem wojskowym.
Samolot linii lotniczych American Airlines zderzył się z wojskowym śmigłowcem Black Hawk przy podejściu do lądowania na waszyngtońskim lotnisku im. Ronalda Reagana, po czym spadł do rzeki. Amerykańskie służby poszukują ofiar katastrofy.
Krystiana Zięć skomentował wpis Donalda Trumpa na platformie X, w którym prezydent USA wyraził swoje oburzenie po tym, jak wieża kontroli lotów nie przekazała dokładnych instrukcji działania śmigłowca. Takie sytuacje zdarzają się stosunkowo często, tylko że praktycznie zawsze nie dochodzi do zdarzenia tzw. mid-air collision. To są sytuacje, które na świecie zdarzają się codziennie - mówił pilot.
Noc była bezchmurna, samolot był na podejściu i wykonywał procedurę lądowania, na którą miał już prawdopodobnie zgodę. Lotnisko na pewno było nadzorowane przez służby kontroli ruchu lotniczego oraz miało prawdopodobnie strefę ograniczonego ruchu wokół lotniska - opisał instruktor.
Zdaniem eksperta pilot mógł wtedy poprosić o tzw. "podejście z widzialnością", w którym nie wykonuje się części procedury podchodzenia do lądowania. Niemniej kontroler ruchu lotniczego nadal był odpowiedzialny za wyseparowanie i zabezpieczenie ścieżki podejścia. Śmigłowiec, który podchodził (do lądowania - przyp. red.) z boku, prawdopodobnie nie był widoczny dla załogi samolotu - zauważył Zięć.
Zachodnie lotnictwo wojskowe szczególnie w nocy posługuje się goglami noktowizoryjnymi, co jednak nie neutralizuje w całości niebezpieczeństw. Jest bardzo duży problem z ocenianiem odległości, ale też bardzo często wykonując loty w goglach, można pomylić światło, które daje obiekt w powietrzu, z nim samym - tłumaczył pilot.
Prawdopodobnie mogło dojść do błędu w komunikacji, w którym kontroler ruchu lotniczego uprzedził o możliwym przecięciu ścieżki podejścia samolotu, a pilot śmigłowca skupił się na innym obiekcie świetlnym, czym nieumyślnie doprowadził do katastrofy.
Pułkownik rezerwowy wyjaśnił, że w porównaniu do Polski ruch powietrzny w Stanach Zjednoczonych ma zdecydowanie większe natężenie. Nasi lokalni kontrolerzy są bardziej asertywni. Najczęściej nie pozwalają przechodzić, nawet nie kiedy tam odbywa się traffic, ale kiedy są aktywne - mówił Zięć.
Większy ruch w USA wiąże się z dużą ilością personelu, który musi wszystko sprawnie koordynować. Prawdopodobnie czasami dochodzi do tej współpracy niezgodnie z procedurami, na zasadzie "best practices" - tłumaczył pilot.
Niemniej gdyby ten śmigłowiec nie miał widoczności lub nie widział tego trafficu, czyli by go nie potwierdził kontrolerowi odpowiedzialnemu za wyseparowanie tego ruchu, to kontroler nigdy nie pozwoliłby mu na przecięcie ścieżki - zaznaczył instruktor.
Jednak pilot śmigłowca potwierdził, że widzi schodzący traffic i na tej podstawie kontroler wydał mu warunkową zgodę na przecięcie. Gdyby takich praktyk się nie robiło, to prawdopodobnie zablokowałoby to cały ruch lotniczy w rejonie lotniska - mówił ekspert.
Prawdopodobnie błąd popełnił pilot śmigłowca, ale jeśli kontroler ruchu lotniczego nagiął zasady zarządzania ruchem lotniczym nad lotniskiem, to też może mieć z tego powodu problemy - powiedział pilot. Zauważył też, że w momencie odbywania rozmowy nie znaleziono ani jednej żywej osoby, a szanse na przeżycie w zimnej wodzie, do której spadł samolot, są bardzo niskie.
Statystycznie ruch lotniczy czy transport lotniczy jest najbezpieczniejszym sposobem przemieszczania się - uspokajał ekspert. Cały system transportu lotniczego jest fantastycznie zestawiony, ludzie są świetnie wyszkoleni. Gubi ludzi rutyna, tak jak w tym przypadku. Nie można sobie na nią pozwolić i zawsze trzeba postępować zgodnie z przepisami, procedurami - zauważył pilot.
Ja pomimo tego, że już od dłuższego czasu nie latam zawodowo, to zawsze wsiadając do samolotu pasażerskiego czuję się bezpieczniej, bo wiem, że personel latający jest odpowiednio wyszkolony, certyfikowany i wyselekcjonowany - mówił Zięć.
Nie demonizujmy - transport lotniczy jest naprawdę bardzo bezpieczny, a statystyka to potwierdza. Tego typu sytuacje zdarzały się zawsze. Niemniej jednak mamy większą szansę, że przejedzie nas samochód na przejściu dla pieszych, niż że zginiemy w katastrofie lotniczej - powiedział Krystian Zięć, pułkownik rezerwy, pilot i instruktor F-16.
Opracowanie: Natasza Pankratjew