Co najmniej 28 osób zginęły po tym, jak wczoraj zatonął prom na rzece Meghna koło stolicy Bangladeszu, Dhaki. Co najmniej 100 osób uznaje się za zaginione. Poprzedni bilans mówił o 22 ofiarach śmiertelnych. Szanse na znalezienie kolejnych ocalałych z wypadku zmalały do zera - poinformowały miejscowe władze.

Policja zaznacza, że nie wiadomo, ilu dokładnie pasażerów znajdowało się na pokładzie promu w chwili katastrofy, bo właściciel jednostki nie prowadził takiej listy. Przypuszcza się, że prom przewoził około 200 osób.  

Ciała 28 osób wydobyto z wraku, grupie ok. 40 pasażerów udało się dopłynąć do brzegu, a kolejne 35 uratowano z wody, co oznacza, że los ok. 100 pozostaje nieznany.

Minęło ponad 20 godzin od zatonięcia promu, nie ma więc żadnych szans na znalezienie we wraku żywych ludzi - powiedział Sajful Hasan Badal, przedstawiciel lokalnych władz okręgu Munshiganj, gdzie doszło do katastrofy.

Rodziny zaginionych, gromadzący się w pobliżu miejsca katastrofy, narzekają na powolne poszukiwania. Minęło już ponad 20 godzin, a nie widać żadnych postępów - powiedział Sabudż Mia, który uratował się z tonącego statku i czeka na wieści o swoim synu.

Według nurków biorących udział w akcji ratunkowej we wraku jest kilkadziesiąt ciał.   

Przedstawiciele lokalnych władz poinformowali, że na razie nie można podnieść wraku z dna rzeki. Jak podali, prom był przepełniony. W chwili wypadku na jego pokładzie znajdowało się zapewne ok. 200 osób, choć przeznaczony jest do transportu nie więcej niż 122.  

Jednostka płynęła ze stolicy na południe, do okręgu Shariatpur. Większość pasażerów stanowili robotnicy i studenci wracający do domu na weekend.  

Na razie nie wiadomo, co było bezpośrednią przyczyną katastrofy. Według jednego z ocalałych kapitan - mimo apeli pasażerów by płynął blisko brzegu z powodu nadciągającego sztormu - skierował jednostkę na otwartą wodę. 

W Bangladeszu często dochodzi do wypadków statków pasażerskich w związku z ich przeciążeniem lub z powodu niedoświadczenia lub zaniedbań załogi.

(mpw)