Strażakom nie udało się jak na razie opanować pożaru lasu, który wybuchł na północy Izraela w pobliżu Hajfy. Premier Benjamin Netanjahu apeluje o pomoc. Izrael nie ma wystarczającej ilości sprzętu do walki z ogniem.

Według lokalnych mediów ogień opanował teren o powierzchni prawie 3 tys. hektarów. Ewakuowano setki ludzi z pobliskiego kibucu, hotelu, niektórych części kampusu Uniwersytetu Hajfy oraz więzienia, w którym przetrzymywanych było ok. 500 Palestyńczyków.

Ok. 40 osób zginęło, gdy w płomieniach stanął autokar. Szef izraelskiego więziennictwa Jaron Zamir poinformował, że wśród ofiar są głównie strażnicy więzienni, którzy jechali pomóc w ewakuacji więzienia. Rzecznik służb ratowniczych Eli Bin przekazał, że wypadek przeżyły trzy osoby.

Jest to katastrofa na niespotykaną dotychczas skalę - powiedział premier Netanjahu, apelując o pomoc do Cypru, Włoch, Rosji oraz Grecji. Przedstawiciel służb pożarniczych Szimon Romach powiedział, że kraj nie ma wystarczającej liczby samolotów ani śmigłowców do walki z żywiołem.

Władze podejrzewają, że pożar wybuchł na nielegalnym wysypisku śmieci. Na jego rozwój mogła mieć też wpływ pogoda. W pobliżu Hajfy wiatr wiał z prędkością ok. 30 km/h, a temperatura sięgała 30 stopni. Od miesięcy w Izraelu panują wyjątkowo wysokie temperatury. Tegoroczny listopad był najsuchszy od 60 lat.