Kilkudziesięciu irańskich parlamentarzystów podpisało petycję wzywającą do przesłuchania prezydenta kraju Mahmuda Ahmadineżada. Ahmadineżad jako pierwszy prezydent od rewolucji islamskiej sprzed 32 lat stanąłby przed parlamentem.

Liczba podpisów jest jednak za mała. By petycja odniosła skutek, zgodnie z irańską konstytucją potrzebne są podpisy co najmniej jednej czwartej wszystkich 290 posłów.

Według autora petycji Alego Motahariego napięcia w stosunkach Iranu ze światem zewnętrznym oraz krajowe problemy nie powstrzymają posłów od rozliczenia prezydenta. Nie wierzę, by przesłuchanie prezydenta wywołało napięcia. Nasz naród wie, że zadawanie pytań prezydentowi jest prawem parlamentarzystów. Być może wyjaśnienia prezydenta przekonają parlament - cytuje jego słowa reformistyczny dziennik internetowy aftabnews.ir.

Posłowie stojący za petycją chcą, by Ahmadineżad odpowiedział na zarzuty, m.in. o wypowiedzi podważające władzę parlamentu, odmowę wdrożenia uchwalonych ustaw, wycofywanie bez właściwych uprawnień pieniędzy z banku centralnego i brak przejrzystości w wydatkowaniu budżetu.

Motahari, z konserwatywnego kręgu Ahmadineżada, twierdzi, że zebrał ponad 50 podpisów. Według innych irańskich portali internetowych petycję podpisało tylko 40 posłów. Oficjalna agencja irańska IRNA powołuje się natomiast na jednego z parlamentarzystów, Mahmuda Ahmadiego Bikasza, który miał powiedzieć, że już wycofało się kilku sygnatariuszy petycji.

Zdaniem konserwatywnego posła Alego Rezy Zakaniego, parlamentarzyści mają prawo do przesłuchania prezydenta, ale zgłoszenie takiego wniosku jest szkodliwe, ponieważ może osłabić rząd, który właśnie ma wdrożyć plan gospodarczy polegający na obcięciu dotacji do nośników energii i żywności.