Uszkodzony żaglowiec Fryderyk Chopin dotarł do portu Falmouth. Cała załoga jest bezpieczna. Właściciela jednostki czeka teraz szacowanie strat i sprzątanie pokładu. Dopiero potem zapadnie decyzja kiedy i gdzie statek zostanie naprawiony. Polskie władze konsularne razem z organizatorem rejsu muszą też zatroszczyć się o załogę, która ostatnie trzy dni i noce spędziła na morzu dryfując w bardzo trudnych warunkach.

"Fryderyk Chopin" płynął na holu z prędkością ok. od 1 do 4 węzłów. W piątek jednostka straciła oba maszty. Zaskoczył ją sztorm w odległości ok. 160 km na południowy zachód od wysp Scilly. Statek wysłał wysłał sygnał SOS, na który odpowiedziały trzy jednostki. Na jego pokładzie było 47 osób, w tym 36 nastolatków, uczniów "Szkoły pod Żaglami".

Dopływamy właśnie do kei i cumujemy. Jeszcze nie wiemy czy wracamy do domu czy nie, ale raczej dobrze wszyscy się czują. Nic się nikomu nie stało więc jest dobrze. Przygotowujemy jedzenie, takie normalne życie. Na pokładzie trwa już sprzątanie. My tam nie wchodzimy. Tam pracują oficerowie i bosmani, nie wiem jak to wygląda - powiedział reporterowi RMF FM Piotrowi Świątkowskiemu, 15-letni Iwo Wojcieszak uczestnik rejsu.

Polską jednostkę holował kuter rybacki "Nova Spiro" z portu Newlyn, a eskortował holownik. W pogotowiu była również łódź ratunkowa "Sennen Cove".

Rzecznik MSZ Marcin Bosacki twierdzi, że wszyscy na pokładzie dobrze się czują i nie potrzebują opieki lekarskiej. Rodzice nastolatków, którzy spotkali się z dziennikarzami w Warszawie, mają nadzieję, że rejs będzie kontynuowany. Nie jest to na 100 procent potwierdzone, ale z tego co wiemy dzieci wrócą pod pokład i będą płynąć dalej. Mają tam doskonałe warunki. Na początku października żaglowiec wyruszył w czteromiesięczny rejs na Karaiby.