W wyniku szerzącej się od roku w Demokratycznej Republice Konga epidemii eboli zmarło już ponad 2 tys. osób; w sumie dotychczas odnotowano ponad 3 tys. zachorowań.

W Demokratycznej Republice Konga zmarło na ebolę już 2006 osób, a zachorowały w sumie 3004 osoby.

Dane potwierdzają, że jest to drugi pod względem śmiertelności wybuch gorączki krwotocznej wywoływanej wirusem Ebola. Najtragiczniejsza była epidemia w Afryce Zachodniej w latach 2013-16, wskutek której zmarło na tę chorobę ponad 11 tys. osób, a zakażonych było 28 tys. ludzi.

Ebola szerzy się przez bezpośredni kontakt z krwią lub innymi płynami ustrojowymi zakażonych ludzi i zwierząt; wirus nie roznosi się drogą kropelkową. Jest w stanie przetrwać w organizmie nosiciela do roku i może zostać przeniesiony drogą płciową.

Mimo opracowania skutecznej szczepionki przeciw eboli oraz leczenia, pracownikom służb medycznych trudno walczy się z rozprzestrzenianiem się tej choroby, zwłaszcza na oddalonych, dotkniętych konfliktem wschodnich obszarach kraju.

Choć to już 10. epidemia eboli w DRK, pierwszy raz dotyka też gęsto zaludnionych prowincji Kiwu Północne oraz Ituri, gdzie sytuację dodatkowo komplikują lokalne konflikty - od dekad działają tam brutalne milicje i dochodzi do licznych zabójstw na podłożu etnicznym.

Walkę z chorobą utrudniają nie tylko konflikty czy ataki na ośrodki zdrowia i służby medyczne. Miejscowa ludność nie ufa pracownikom służby zdrowia i nie szuka ich pomocy, toteż około 1/3 zgonów na ebolę ma miejsce poza specjalistycznymi centrami leczenia. Stwarza to ryzyko rozprzestrzenienia się choroby na sąsiadów i krewnych.