Dopiero za trzecim podejściem udało się wybrać wiceprzewodniczących Europarlamentu. Jednym z czternastu zastępców Martina Schulza został Jacek Protasiewicz. Nastrój konsternacji wśród eurodeputowanych trwa. To był poranek wyborczych cudów w Strasburgu.

Zobacz również:

Najpierw z ubiegania się o stanowisko wiceprzewodniczącego zrezygnował jedyny kandydat niezależny, czyli nie uzgodniony przez frakcje. Potem Martin Schulz zaproponował, aby w takim razie skoro na placu boju zostało 14 kandydatów na 14 miejsc, odpuścić sobie w ogóle głosowanie i zaakceptować wybór przez aklamację. Ponieważ niektórzy europarlamentarzyści nie dosłyszeli i zaczęli już procedurę wyborczą. Ostatecznie głosowanie się odbyło.

Pytanie: "co się stało i jakim cudem kandydaci nie otrzymali nawet głosów własnej frakcji?" - pozostało. Jacka Protasiewicza nie poparła wbrew ustaleniom cała partia EPP, do której należy.