Dwie kobiety zginęły, a dwuletnia dziewczynka została ranna podczas protestu przeciwko podwyżkom cen gazu w regionie Magallane na południu Chile. Do tragedii doszło w mieście Punta Arenas w chwilę po tym, jak rozpoczęła się tam trzecia w ciągu tygodnia manifestacja.

W barykadę, za którą stały kobiety wjechał samochód - obie zginęły na miejscu. Dwuletnia dziewczynka w ciężkim stanie trafiła do szpitala - powiedział szef lokalnej policji Cristian Yevenes.

Mieszkańcy położonego w Patagonii Punta Arenas prowadzą strajk generalny. Podkreślają, że w wyniku podwyżki cen gazu o ok. 17 proc. koszty życia w tym mieście wzrosną o 25 proc. Miasto opuszczają turyści, którzy obawiają się kompletnego paraliżu. We wtorek zablokowana została m.in. droga na lotnisko, na które podróżni musieli docierać pieszo.

W liczącym 120 tys. mieszkańców Punta Arenas nawet latem temperatura nie przekracza 15 stopni Celsjusza. Dotąd chilijski region Magallanes był traktowany odrębnie ze względu na panujące w tej części Chile surowe warunki życia. Rząd dofinansowywał ceny gazu, który jest tu wydobywany i zużywany w wielkich ilościach.

Pierwszym prezydentem Chile, który odszedł od tej tradycji, oświadczając w telewizji, że "zabawa się skończyła", jest obecny szef państwa, centroprawicowy polityk i wielki przedsiębiorca, Sebastian Pinera.