W drugim dniu strajku na kolei w Bułgarii napięcie wyraźnie wzrosło, gdy rząd zagroził masowymi zwolnieniami. Z powodu strajku, między godz. 8 a 16 na tory nie wyjechało 80 proc. pociągów. "W wyniku strat spowodowanych strajkiem może dojść do zwolnienia nie 2,5 tys., jak planowano wcześniej, lecz nawet 5 tys. pracowników" - zdradził dyrektor Bułgarskich Kolei Państwowych Jordan Nedew.

Nedew zapowiedział również, że w poniedziałek przedsiębiorstwo wystąpi do sądu z wnioskiem o uznanie strajku za nielegalny i zażąda poniesienia konsekwencji finansowych strajku przez jego uczestników.

Jeżeli sąd zadecyduje, że strajk jest nielegalny, to strajkujący poniosą odpowiedzialność majątkową i dyscyplinarną - oświadczył. Żaden z tych, którzy przekroczyli prawo, nie uniknie kary - dodał.

Nedew poinformował, że strajk może doprowadzić do wyczerpania się środków na wynagrodzenia. Dodał, że zwiększa się nacisk kredytodawców na przedsiębiorstwo. Ponadto uprzedził, że Niemiecki Bank Rozwoju, który udzielił bułgarskim kolejom 190 mln euro kredytu na zakup nowych lokomotyw, może wystąpić o zwrot maszyn. Kolej jest zadłużona na 400 mln euro i wymaga drastycznej restrukturyzacji, jednak sprzeciwiają się jej związkowcy.

Bez konsultacji ze związkami zawodowymi wpłynęła do parlamentu rządowa propozycja podniesienia wieku emerytalnego (z obecnych 60 lat dla kobiet i 63 lat dla mężczyzn) o rok od 1 stycznia przyszłego roku. Podejmowane przez rząd próby wznowienia dialogu na ten temat nie przyniosły efektu.

Na mocy wprowadzonych przed rokiem decyzji od początku przyszłego roku o cztery miesiące rocznie zacznie wydłużać się staż pracy konieczny do uzyskania prawa do emerytury. Obecnie długość stażu pracy wynosi 34 lata dla kobiet i 37 lat dla mężczyzn.

Na poniedziałek strajki zapowiedzieli bułgarscy rolnicy. Będą protestować przeciw redukcji środków na wsparcie sektora. Chcą m.in. blokować drogi i przejścia graniczne.