Ponad 2 tys. uczestników "ruchu oburzonych" protestuje w parku, obok parlamentu Katalonii w Barcelonie. Dochodzi do starć. W związku z próbą blokady wejścia do parku niektórzy deputowani musieli przylecieć do parlamentu śmigłowcem. Dziś rozpoczęła się w regionalnym parlamencie debata ws. ustawy budżetowej, która przewiduje spore oszczędności.

Kilkuset "oburzonych", zwanych także "Ruchem 15 maja" od daty jego rozpoczęcia, spędziło noc przed parkiem Ciutadella. Wcześniej służby bezpieczeństwa zamknęły wejścia do parku, by uniemożliwić protestującym przeciwko bezrobociu i klasie politycznej ludziom utworzenie tam miasteczka namiotowego.

Rano 2,3 tys. uczestników demonstracji otoczyło wejścia do parku, w którym znajduje się parlament. Doszło do starć z policją, która utworzyła korytarz, by umożliwić parlamentarzystom wejście do budynku.

Jak donosi dziennik "El Pais", gdy deputowani szli korytarzem, w ich kierunku padały obelgi. Protestujący rzucali w nich różnymi przedmiotami, w tym skórkami od bananów. Jeden z członków parlamentu został pomalowany czerwonym sprayem. Na płaszczu jednej z deputowanych namalowano czarny krzyż.

Kilku parlamentarzystów, w tym prezydent Generalitatu, czyli najwyższej władzy Katalonii, Artur Mas, oraz przewodnicząca parlamentu Katalonii Nuria de Gispert przylecieli na miejsce śmigłowcem, który wylądował na pobliskim parkingu. W skład Generalitatu wchodzi parlament, rząd i prezydent.

W zeszłym tygodniu po starciach przed parlamentem w Walencji zatrzymano pięć osób.

W niedzielę z placu Puerta del Sol, w sercu Madrytu, znikły w namioty "oburzonych", które stały tam od 15 maja. Organizatorzy zapowiedzieli, że przenoszą się z tą inicjatywą do innych dzielnic.

"Ruch 15 maja" sam uważa się za obywatelski i apolityczny. Skupia przede wszystkim ludzi młodych, ale również emerytów, bezrobotnych czy niezadowolonych pracujących.