Brytyjczyk Martin Jones wejdzie na wysokość najwyższej góry świata, by uczcić pamięć syna, który dwa lata temu zginał w wypadku drogowym. Nie pojedzie w tym celu do Nepalu. Posłuży się lokalnym wzniesieniem, które sięga 504 metrów powyżej poziomu morza.

Brytyjczyk Martin Jones wejdzie na wysokość najwyższej góry świata, by uczcić pamięć syna, który dwa lata temu zginał w wypadku drogowym. Nie pojedzie w tym celu do Nepalu. Posłuży się lokalnym wzniesieniem, które sięga 504 metrów powyżej poziomu morza.
Mont Everest /Jacek Turczyk /PAP

Pan Jones jest wykładowcą na  uniwersytecie w Glasgow. Zamierza stanąć na szczycie szkockiej góry aż 18 razy z rzędu. Zrobi to w ciągu sześciu dni zaliczając łącznie więcej niż 8848 metrów, co jest oficjalną wysokością Everestu. Pieniądze zebrane w ten sposób sfinansują zbudowanie górskiego schroniska dla ludzi w żałobie, opłakujących śmierć bliskiej osoby.

Pan Jones właśnie w ten sposób poradził sobie ze śmiercią syna, spędzając czas w domku udostępnionym przez znajomych. 12 letni Olly Jones został śmiertelnie potraąony przez samochód, gdy wracał ze szkoły do domu. Rodzice dziecka założyli fundację charytatywną, wspierającą ludzi, którzy znaleźli się w podobnie dramatycznych okolicznościach. Już zgromadzili 20 tys. funtów.

Brytyjczyk nie będzie wracał do domu po każdorazowym wejściu na szczyt Bishops's Seat. Noce spędzi w bazie założonej u jej podnóża.

(mch)