Prokuratura po raz trzeci umorzyła śledztwo dotyczące antysemickich wpisów w internecie obrażających ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Jego adwokat Roman Giertych złożył już zażalenie na tę decyzję.

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie powiedział, że jedna osoba początkowo dostała zarzut zniesławienia ministra, ale potem ten wątek sprawy umorzono z braku danych wystarczająco uzasadniających podejrzenie popełnienie przestępstwa. Ponadto wytypowano kolejne dwie osoby, które mogły być autorami wpisów zniesławiających ministra. Ten wątek umorzono - podobnie jak wcześniej - wobec braku interesu społecznego w ściganiu ich przez prokuraturę oraz z powodu przedawnienia. Wątek śledztwa dotyczący nawoływania do waśni narodowościowych, znieważania z racji przynależności narodowej i propagowania totalitarnego ustroju państwa umorzono z powodu niewykrycia sprawców.

Pełnomocnik Radosława Sikorskiego mecenas Roman Giertych oświadczył, że złożył już zażalenie na decyzję o umorzeniu. Nie zgadzamy się z tym postanowieniem, zarówno co do istoty sprawy, jak i co przyczyn umorzenia - zauważył.

Wojna z chamstwem w sieci

W 2011 r. Sikorski wypowiedział walkę antysemickiej i rasistowskiej "mowie nienawiści" w sieci. Zawiadomił prokuraturę o przestępstwie szerzenia nienawiści na tle narodowościowym; wytoczył też kilku mediom procesy cywilne za takie wpisy na ich forach internetowych, m.in. "Faktu" i "Pulsu Biznesu".

Minister złożył w prokuraturze wydruki z sieci, np.: "Hitler zaczął, my skończymy. Do pieca, smażyć się, żyduchy, do pieca"; "Mam złość na Adolfa H., że nie skończył gazowania rzydostwa". Przytaczał też wpisy o sobie: "Sikorski - mąż ortodoksyjnej z dziada pradziada amerykańskiej żydówki, wróg Polskości, biegle władający językiem polskim amerykański agent i mason, zdalnie sterowany przez teścia, naczelnego czosnka nowego Yorku, przejął pałeczkę destrukcji i destabilizacji kraju od niejakiego michnika - jednak bardziej niebezpieczny z racji zajmowanego wysokiego stanowiska - pod maską dobrotliwego gogusia ukryty bezwzględny sprzedawczyk, wyzbyty wszelkich zasad wykonawca rozkazów międzynarodowej kliki" (pisownia oryginalna).

Prokuratura wszczęła wtedy śledztwo z art. 212 par. 2 Kodeksu karnego - o zniesławienie ministra w mediach (grozi za to grzywna, kara ograniczenia wolności lub do roku więzienia). Ustaliła adresy komputerów, z których dokonywano wpisów, po czym w 2012 r. umorzyła śledztwo.

W styczniu 2013 r sąd uwzględnił zażalenie Giertycha i nakazał ponowne śledztwo. Rozszerzono jego zakres na przestępstwa publicznego znieważania innych osób z powodu przynależności narodowej czy rasowej (grozi za to do 3 lat więzienia), publicznego propagowania faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa albo nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowości oraz prezentowania i rozpowszechniania takich treści (grozi za to do 2 lat więzienia).

W śledztwie przesłuchano kilkadziesiąt osób, ale nie można było dowieść, że to właśnie one były autorami wpisów, bo tłumaczyły, że z komputerów korzystają też inni. Przyznała się jedna osoba - starszy mężczyzna, który przeprosił za wpis; prokuratura postanowiła nie stawiać mu zarzutów zniesławienia Sikorskiego. Prokuratura nie dopatrzyła się też odpowiedzialności po stronie prowadzących fora internetowe. Śledztwo umorzono ponownie w listopadzie 2013 r.

W 2011 r. wydawcy "Faktu" oraz "Pulsu Biznesu" przeprosili Sikorskiego za obraźliwe wpisy. Minister uznał to jednak za niewystarczające i poszedł do sądu. W 2012 r. ugodę z Sikorskim zawarł wydawca "Wprost", a w 2013 r. - portal "Pulsu Biznesu". Trwa nadal proces przeciw wydawcy "Faktu". Według pozwów wpisy na forach widniały przez dłuższy czas. Pozwani podkreślali, że w końcu wpisy usunięto, a Sikorskiego już za nie przeproszono. Według pozwanych nie można obarczać wydawców winą za naruszenie prawa, dopóki nie udowodni się, iż wiedzieli o obraźliwym wpisie. Giertych mówi, że wpisy na forum to jak listy do redakcji, za które redakcja odpowiada.