Dziewięć dni po tragicznym wypadku na kładce nad torowiskiem w Strzemieszycach Wielkich wciąż nie wiadomo, kto ponosi winę za śmierć 17-latka porażonego prądem. Pod chłopakiem złamała się spróchniała deska. Nogą zahaczył o trakcję kolejową, poraziło go 3 tys. woltów. Za stan techniczny kładki odpowiedzą najprawdopodobniej koleje.

Ewentualnego konkretnego winowajcę wskazywać będzie już prokuratura. Na razie nadzór budowlany ustalił, że działka, na której stoi kładka nie należy do miasta, ale właśnie do kolei. Tak wynika z rejestru gruntów. A - jak tłumaczy zastępca wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego - to właściciel ziemi odpowiada za stan techniczny obiektów, które tam stoją.

Dwie kolejowe spółki nie zmieniają linii obrony i nie przyznają się do kładki, twierdząc, że nie ma jej w żadnych wykazach. Co ciekawe jednak, bardzo podobne przejście nad torowiskiem w zostało zamknięte w miejscowości Chybie. Kładka była niebezpieczna. Zamknięcie zbiegło się w czasie z wypadkiem w Strzemieszycach. I tam decyzję o jej zamknięciu podjął nie kto inny, jak właśnie kolejowi urzędnicy.