Kolejny dzień poszukiwań prezydenta Stanów Zjednoczonych. Obie strony nie zamierzają ustąpić i rozwiązanie problemu, kto będzie następcą Billa Clintona przenosi się z lokali wyborczych do sal sądowych.

Sekretarz Stanu Florydy oświadczyła w poniedziałek, że nie przedłuży upływającego dziś terminu zatwierdzenia wyników liczenia głosów oddanych siódmego listopada. To oznaczałoby, że nie uda się dokonać ręcznego liczenia głosów w niektórych hrabstwach Florydy, co zdaniem Demokratów, mogłoby utorować drogę do prezydentury Ala Gore’a. Demokraci zaskarżyli więc tę decyzję do sądu. Sędzia Terry Lewis wyraził wczoraj wątpliwości czy rzeczywiście prawo nie pozwala na przedłużenie tego terminu. Jak twierdzi „Washington Post” świadczy to o tym, że skłania się raczej ku opinii, że hrabstwom należy dać więcej czasu by mogły dokończyć ręcznego liczenia głosów. Sędzia może się posłużyć argumentem, że z zatwierdzaniem nie ma się co śpieszyć bo przy tak wyrównanej walce, wyrównanej liczbie głosów, z ogłoszeniem wyniku i tak trzeba poczekać będzie do piątku lub soboty bo wtedy zostaną zliczone głosy przesłane pocztą. Al Gore chciałby by termin przesunięto jeszcze o tydzień. Tymczasem republikanie chcą nie tylko utrzymania dzisiejszego terminu ale także zakazu włączenia do oficjalnych wyników rezultatów ręcznego liczenia. Nawet tam gdzie uda się je dziś zakończyć. Jedno jest pewne: rozstrzygnięcie na rzecz przesunięcia terminu, jeśli nie przesądzi o wyniku wyborów, to bardzo jednak osłabi pozycję republikanów. Jest jednak jeszcze postępowanie apelacyjne. Tak czy inaczej na prezydenta USA jeszcze trochę poczekamy...

foto EPA

00:00