​W 5 dni doprowadzili do tego, że mężczyzna przebywający z nimi w jednej celi odebrał sobie życie. Wydano już skazujące wyroki w sprawie powieszenia się więźnia w Areszcie Śledczym w Gdańsku. Choć wszystko wskazywało na samobójstwo, to w sprawie zostały skazane 2 osoby na 8 kolejnych lat odsiadki. Na uwagę zasługuje determinacja prokuratury.

Od początku niemal wszystko w tej sprawie wskazywało na to, że odsiadujący kilkuletni wyrok za kradzieże i włamania 20-latek sam targnął się na własne życie. Wstępne ustalenia nie wykazały tak zwanego działania osób trzecich, a mężczyzna zostawił list pożegnalny. W takich okolicznościach przeważnie śledztwa kończą się umorzeniami, ze względu na brak znamion przestępstwa.

Prokurator miał jednak wątpliwości. Idąc za tymi wątpliwościami odkrył, że współosadzeni dla rozrywki maltretowali 20-latka, nakłonili do zabicia się, a potem spokojnie obserwowali, gdy mężczyzna zakładał sobie pętlę na szyję.

Postępowania dotyczące tego typu zdarzeń nie są częstymi, a przede wszystkim są trudne pod względem dowodowym. Niełatwo wykazać realizację znamion przestępstwa i sprawstwo podejrzanych. A w tej sprawie dodatkowo wykazują oni znaczny stopień demoralizacji - mówi Tatiana Paszkiewicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

Historia ma swój początek w 2014 roku

Jest luty 2014 roku. Wieczorem ktoś wszczyna alarm w budynku Aresztu Śledczego. Interweniujący funkcjonariusze zdejmują z pętli jednego z osadzonych. Po reanimacji trafia do szpitala. Walka o jego życie trwa długo, ale nie jest skuteczna. Mężczyzna umiera miesiąc później.

Wszyscy, którzy razem z nim siedzieli wtedy w 5-osobowej celi, mieli spać w momencie, gdy mężczyzna się wieszał. Gdy wyszło na jaw, że do zdarzenia doszło około godziny 20, prokurator nabrał wątpliwości. Było za wcześnie, by osadzeni mogli spać.

Ekspertyza listu pożegnalnego

Zlecona została między innymi ekspertyza grafologiczna pożegnalnego listu samobójcy i to okazało się jednym z kluczowych dowodów w sprawie. List pisany był bowiem w tak zwanych różnych cyklach pisarskich. Zależnie od nich różne było i tempo i styl pisania.

Na podstawie tej opinii przyjęto, że list był dyktowany. Brak dobrowolności w jego sporządzeniu potwierdziła, jak następnie ustalono po weryfikacji jego treści, między innymi nieprawdziwe stwierdzenia, w tym podziękowania za pomóc współwięźniom - mówi prokurator Paszkiewicz.

Kolejne czynności, w tym przesłuchania różnych osadzonych w Areszcie Śledczym i funkcjonariuszy Służby Więziennej przyniosły przełomowe ustalenia. Udało się ustalić, że dwaj dzielący celę z nieżyjącym mężczyzną, znęcali się nad nim psychicznie i fizycznie.

Mężczyzna był bity i poniżany

Poniżali go i bili, grozili pozbawieniem życia, uniemożliwiali sen, podpalali palce pokrzywdzonego zapalniczką, a następnie doprowadzili pokrzywdzonego do targnięcia się na własne życie, w ten sposób, że wielokrotnie go do powyższego namawiali i udzielali pomocy, między innymi poprzez wykonanie pętli wisielczej - informuje Paszkiewicz. Chodziło o 19-latka i 20-latka - obaj usłyszeli zarzuty znęcania się i nakłaniania do samobójstwa.

Ustalono także, że gdy mężczyzna powiesił się, oni nie spali. Wręcz przeciwnie - obserwowali jego mękę. Częściowo potwierdził to w śledztwie jeden z mężczyzn, choć żaden z nich nie przyznał się do winy.

Co ciekawe, na kolejne 2 lata więzienia skazany został też trzeci z osadzonych we wspomnianej celi. Ustalono, że gdy 20-latek zakładał sobie pętlę na szyję, mężczyzna zasłonił ręką wizjer w drzwiach, tak by strażnicy Służby Więziennej nie mogli zobaczyć, co dzieję się w środku. 

20-latek do wspólnej celi z innymi osadzonymi trafił zaledwie 5 dni przed powieszeniem się.

Wyrok w tej sprawie zapadł pod koniec stycznia, ale śledczy dopiero teraz informują o tym fakcie. Nie jest jeszcze prawomocny, dlatego prokuratorzy spodziewają się także apelacji w tej sprawie.

(łł)