Szpital nie ma prawa zamykać drzwi przed pacjentami chorymi na raka - podkreśla Ewa Kopacz. Minister zdrowia grozi konsekwencjami dyscyplinarnymi dyrektorowi Państwowego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Szef tej placówki zalecił podległej mu klinice hematologii wstrzymanie przyjęć dzieci chorych na nowotwory z powodu dziury w budżecie.

Minister Kopacz twierdzi, że pieniądze na procedury ratujące życie są, były i będą, a każdy, kto wstrzyma przyjęcia, zostanie postawiony przed Komisją Etyki Lekarskiej. Nie ma powodu, dla którego ktokolwiek miałby jakiekolwiek prawo, również to moralne, żeby rozkazywać pani profesor o wstrzymaniu tych świadczeń, które ona dotychczas prowadzi w swojej klinice - mówi Kopacz. Szefowa kliniki prof. Alicja Chybicka zapowiedziała już, że nie zastosuje się do zaleceń przełożonych.

Dyrektor szpitala, który wydał polecenia wstrzymania przyjęć, pyta, gdzie są pieniądze, skoro jest tak dobrze. Bo na koncie szpitala ich nie ma. Gdzie ta kasa, gdzie ta kasa, żeby zapłacić za zaległości wyliczone co do grosza i dokumenty są w funduszu - mówi Andrzej Zdeb. Dyrektor musi mieć pieniądze na leki, prąd, wodę, ogrzewanie i wypłaty dla pracowników.

NFZ przyznaje, że ma zaległości wobec kliniki - to dwa miliony złotych, obiecuje przesłać je w grudniu. Tyle, że chodzi o życie dzieci - a obietnic w kroplówki wlać się nie da. W placówce leczą się maluchy chore na białaczkę z całej południowo-zachodniej Polski.