41-letni górnik zginął w kopalni Knurów na Śląsku. Do wypadku doszło 650 metrów pod ziemią. Górnik znajdował się na skrzyżowaniu ścian, z których wydobywany był węgiel.

Z niewyjaśnionych przyczyn od stropu oderwały się skały i przysypały mężczyznę. Z pomocą ruszyli jego koledzy. Najpierw go odkopali, potem udzielili mu pierwszej pomocy. Niemal natychmiast pod ziemią pojawił się także lekarz.

Niestety, mimo reanimacji, górnika nie udało się uratować. Zostawił żonę i osierocił troje dzieci.

Na miejscu trwa już wizja lokalna. Okoliczności wypadku wyjaśniają inspektorzy z okręgowego i wyższego urzędu górniczego. To 20 śmiertelny wypadek w polskim górnictwie w tym roku.