Przed godz. 16 na warszawskim lotnisku wylądował samolot z Tomaszem Dziemianczukiem na pokładzie. To ostatni z objętych amnestią działaczy Greenpeace'u aresztowanych po akcji na Morzu Barentsa. Na Okęciu podziękował wszystkim, którzy przyczynili się do jego powrotu, m.in. mediom.

Bardzo się cieszę, że wróciłem do Polski po 4 miesiącach, to jest niesamowite uczucie dla kogoś, kto myślał, że może spędzić następne 10 lat w rosyjskim obozie pracy. Chciałbym podziękować wszystkim, którzy się do tego przyczynili - Polakom, ale tez mieszkańcom innych krajów, wam dziennikarzom, bo to był naprawdę kawał dobrej roboty - powiedział Dziemianczuk dziennikarzom na warszawskim Okęciu.

Jak zapowiedział, 3 stycznia zwoła konferencję prasową, a najbliższe kilka dni zamierza poświęcić rodzinie.

Dziemianczuk podkreślił, że akcja protestacyjna, z powodu której działacze znaleźli się w areszcie, była początkiem kampanii Greenpeace'u w Arktyce.

Kampania cały czas trwa. W tej chwili uwolnionych zostało 30 aktywistów, natomiast statek jest cały czas aresztowany, stoi w Murmańsku. Będziemy starali się odzyskać Arctic Sunrise. To był tak naprawdę początek kampanii o stworzenie rezerwatu przyrody na terenie Arktyki, to był powód, dla którego tam się znaleźliśmy, dla którego nas aresztowano. Mam nadzieję że ani Gazprom, ani żadna inna firma, żaden rząd nie zdoła zamknąć ust ekologom czy innym organizacjom działającym w tej sprawie - powiedział ekolog.

Chcieli zaprotestować przeciw wydobywaniu ropy naftowej w Arktyce

W ostatnich dniach na skutek amnestii z 18 grudnia zamknięto sprawy wszystkich 30 członków załogi statku "Arctic Sunrise", z którego pokładu 18 września ekolodzy usiłowali dostać się na należącą do koncernu paliwowego Gazprom platformę wiertniczą Prirazłomnaja na Morzu Barentsa.

Aktywiści, przejmując platformę, chcieli zaprotestować przeciwko wydobywaniu ropy naftowej w Arktyce. Interweniowała straż przybrzeżna Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB), która zatrzymała statek i odholowała go do Murmańska, na północy Rosji.

Sąd rejonowy w tym mieście nakazał aresztowanie na dwa miesiące wszystkich członków załogi. Wśród ekologów było 26 cudzoziemców, pochodzących z 18 krajów, w tym Dziemianczuk, pracownik Uniwersytetu Gdańskiego.

Początkowo Komitet Śledczy oskarżał ich o terroryzm, jednak później postawił im zarzut piractwa, za co groziło im do 15 lat pozbawienia wolności w kolonii karnej. 23 października Komitet zakomunikował, że zmienił oskarżonym kwalifikację czynu z "piractwa" na "chuligaństwo". Wszyscy zatrzymani w końcu listopada zostali zwolnieni za kaucją, a wcześniej przewiezieni z Murmańska do Petersburga.

(j.)