Szczecińska prokuratura wyjaśnia okoliczności śmierci 45-letniej kobiety, która zmarła dziś rano w swoim mieszkaniu na oczach rodziny. Zrozpaczone córki prosiły o pomoc pogotowie, pracowników pobliskiego szpitala oraz sanitariuszy przejeżdżającego ambulansu.

Najpierw zadzwoniłam na pogotowie i pobiegłam do szpitala. W szpitalu ochroniarze powiedzieli mi, że nikt mi tu nie pomoże, bo trzeba zgłosić na pogotowie. Jak powiedziałam, że zgłosiłam, to kazali mi wracać do domu - opowiadała reporterowi RMF FM córka kobiety.

Wracając do domu dziewczyna zatrzymała jadącą sanitarkę szpitalną. Lekarze od razu zareagowali na prośby. W tym czasie przyjechało też pogotowie. Przybyła na miejsce lekarka stwierdziła, że kobieta już nie żyje. Nie podjęła akcji reanimacyjnej. Nawet nie dotknęła mamy - dodaje córka kobiety.

Pogotowie ma swoją wersję wydarzeń. Według Moniki Bąk, rzeczniczki pogotowia ratunkowego w Szczecinie, karetka przyjechała w ciągu 6 minut, a lekarz i sanitariusz zostali pobici przez rodzinę zmarłej.

Dodajmy, że szczecińska prokuratura bada też dwa inne przypadki zgonów pacjentów, do których wzywane było pogotowie w ciągu minionego tygodnia.