Szczecińskie pogotowie ratunkowe powołało specjalną komisję, która ma wyjaśnić okoliczności śmierci starszej kobiety. Rodzina zmarłej twierdzi, że za długo czekała na wezwaną karetkę. Bliscy pacjentki kilka razy telefonowali do dyspozytora pogotowia i ponaglali lekarzy.

W wigilijną noc do umierającej kobiety, chorej na cukrzycę, po 4 zawałach, karetka jechała prawie pół godziny. Nie zdążyła na czas, kobieta zmarła. Taką wersję wydarzeń przedstawia rodzina zmarłej:

Wersję pracowników pogotowia mamy poznać jeszcze dziś. Specjalnie powołany zespół ustali przebieg zdarzeń tamtejszej nocy i wtedy dopiero będzie można powiedzieć, czy rodzina ma rację, czy fakty wyglądały zupełnie inaczej - powiedziała RMF FM rzeczniczka Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie.

Policja została już zawiadomiona o możliwości popełnienia przestępstwa przez pracowników pogotowia w Szczecinie.

Reporter RMF FM Paweł Żuchowski sprawdził, ile czasu zajmuje dotarcie w nocy z bazy pogotowia ratunkowego do mieszkania, w którym zmarła kobieta. Przejazd taki trwa maksymalnie 10 minut, nawet jeśli nie dysponuje się włączonym sygnałem dźwiękowym, jaki posiada karetka i nikt nie ustępuje drogi.

Karetka jechała tak długo, bo prawdopodobnie nie wyjechała z bazy pogotowia ratunkowego, a od innego pacjenta. Gdy karetkę do chorej wzywał za pierwszym razem wnuk w słuchawce usłyszał, że karetka już wyjeżdża. Gdy jego babcia zaczęła tracić przytomność zadzwonił kolejny raz:

Rodzina domaga się wyjaśnienia całej sprawy. Zawiadomienie złożone przez rodzinę policja jeszcze dziś prześle do prokuratury.

Prokuratura bada też inną niejasną sprawę zgonu pacjenta. Sekcja zwłok wyjaśni okoliczności śmierci mężczyzny, który dwukrotnie wzywał pogotowie ratunkowe w Szczecinie w ubiegłym tygodniu. Lekarze stwierdzili, że życiu mężczyzny nie zagraża niebezpieczeństwo. Po kilku godzinach zmarł on w domu.