Nie będzie rewolucji w zwrocie majątków ziemskich odbieranych właścicielom po komunistycznym dekrecie z 1944 r. o tzw. reformie rolnej. Sąd Najwyższy orzekł, że majątki przechodziły na własność państwa z mocy dekretu, w dniu jego wejścia w życie.

Troje sędziów SN odpowiedziało na pytanie prawne, czy majątki przechodziły na własność państwa z chwilą wejścia w życie dekretu PKWN z 6 września 1944 r. o "reformie rolnej" (jak wynika z dotychczasowego orzecznictwa), czy też każdorazowo wymagało to oddzielnych decyzji wywłaszczeniowych.

Pytanie zadał Sąd Okręgowy w Poznaniu, rozpatrując apelację ws. pozwu potomka hrabiny Heleny Mycielskiej. W 1942 r. hitlerowski sąd wpisał do ksiąg wieczystych jako właściciela majątku Rzeszę Niemiecką. W 1946 r. polski sąd wpisał jako właściciela Skarb Państwa, na podstawie zaświadczenia urzędu ziemskiego, że nieruchomość podpada pod dekret PKWN.

Pozew o tzw. uzgodnienie treści księgi wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym został w 2009 r. oddalony przez Sąd Rejonowy we Wrześni. Uznał on, że przejęcie nieruchomości nastąpiło z mocy prawa, w chwili wejścia dekretu w życie, bo nie uzależniał on tego od wydania decyzji administracyjnej.

Ireneusz Zieliński, adwokat Romana Mycielskiego wniósł apelację, twierdząc, że skoro wobec tych gruntów nie wydano decyzji administracyjnej o ich podleganiu pod dekret, to nigdy nie przeszły one na państwo. Sąd w Poznaniu nabrał wątpliwości co do wykładni dekretu. Uzasadniając pytanie, SO przywołał orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 1996 r., iż w dekrecie nie ma sformułowań uzależniających przejście prawa własności od aktów stosowania prawa. Skutek ten był niezależny od tego, czy w dniu wejścia w życie dekretu określone tereny były już wyzwolone, czy też pozostawały pod okupacją niemiecką - uznał TK.

Powód kwestionował dotychczasowe wykładnie sądów oparte na orzeczeniu TK, uznając, że słowa dekretu o "bezzwłocznym" przejęciu majątków nie oznaczają, iż następowało to z mocy prawa. Zwrot "bezzwłocznie" był tylko dyrektywą do urzędów ziemskich, by bez zwłoki podjęły postępowania administracyjne w celu wywłaszczenia. Zdaniem powoda, dekret nie mógł objąć nieoswobodzonych wtedy jeszcze terenów np. Wielkopolski, które objęto nim dopiero w listopadzie 1945 r.

Mecenas Zieliński podkreślał, że skoro w dniu opublikowania dekretu nie ustalono jeszcze granic Polski, to nie można przyjąć, by najpierw miałby on wywołać skutek prawny, a dopiero później mianoby ustalać, na jakim obszarze. W Sądzie Najwyższym mec. Zieliński wnosił, by SN uznał, że przejęcie własności wymagało decyzji administracyjnej. Przedstawiciel Prokuratorii Generalnej wniósł, by SN odmówił odpowiedzi, bo dekrety nacjonalizacyjne działały z mocy prawa.

Jak mówił wcześniej adwokat Mycielskiego mec. Ireneusz Zieliński, uznanie, że majątki nie przechodziły na państwo z mocy prawa byłoby rewolucją - łatwiejszy byłby zwrot choćby ich części. Po decyzji Sądu Najwyższego jego adwokat powiedział, że jest zaskoczony uchwałą SN i jej uzasadnieniem. Nie chciał przesądzać, czy zaskarży sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu; najpierw musi wyczerpać drogę prawną w Polsce.

Sędzia SN Krzysztof Pietrzykowski w ustnym uzasadnieniu uchwały powiedział, że dekrety nacjonalizacyjne po 1944 r. działały z mocy prawa. Wtedy nie było jeszcze jasne, czy w ogóle będzie Polska, czy też Polska Republika Radziecka; z tego punktu widzenia dekrety miały znaczenie - mówił sędzia.

Argument, że nie było wiadomo, na jakim obszarze ma działać dekret z września 1944 r., nie wyłącza daty jego wejścia w życie jako punktu odniesienia - dodał. Podkreślił, że SN stwierdzał to jeszcze na długo przed orzeczeniem TK.

Mec. Zieliński powiedział, że w SN nie usłyszał argumentów odnoszących się "do tego, co było podnoszone". Dodał, że poczeka na uzasadnienie pisemne. Powództwo Mycielskiego zostanie po uchwale SN oddalone, co otworzy drogę do ewentualnego zaskarżenia sprawy w Strasburgu.

W styczniu br. Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że w sprawach o zwrot majątków dopuszczalna jest droga postępowań administracyjnych - wcześniej wykluczył ją TK, według którego postępowania mają się toczyć przed sądami powszechnymi. Polskie Towarzystwo Ziemiańskie uznaje tryb sądowy za bardziej kosztowny i przerzucający na dawnych właścicieli obowiązek dowodzenia swych racji, podczas gdy organ administracji musi brać pod uwagę "wszelkie okoliczności".