Prezes NFZ ma zastrzeżenia do kary, jaką bydgoski oddział funduszu nałożył na szpital we Włocławku, w którym zmarły nienarodzone bliźnięta. Dyrekcja lecznicy ma nadzieję, że wpłynie to na zmniejszenie kary finansowej sięgającej 1,7 mln zł.

Do śmierci nienarodzonych bliźniąt we włocławskim szpitalu doszło w nocy z 16 na 17 stycznia. Na przełomie stycznia i lutego NFZ przeprowadził w placówce kontrolę. W związku ze stwierdzonymi nieprawidłowościami oddział NFZ zastosował wobec szpitala karę w wysokości 2 proc. wartości rocznego kontraktu całego szpitala, czyli 1,7 mln złotych. Roczny kontrakt wynosi 85 mln złotych.

Odwołanie w tej sprawie zgłosił do prezesa NFZ szef włocławskiej lecznicy Krzysztof Malatyński. Dyrektor zasygnalizował, że kara dotyczy rocznego kontraktu dla całego szpitala, tymczasem nieprawidłowości stwierdzono tylko na oddziale ginekologiczno-położniczym. NFZ w Warszawie uwzględnił ten fakt - powiedziała PAP rzeczniczka placówki Marta Karpińska.

Jak poinformowała we wtorek rzeczniczka centrali NFZ w Warszawie Agnieszka Gołąbek, Kujawsko-Pomorski Oddział Narodowego Funduszu Zdrowia został poproszony o zweryfikowanie podstawy prawnej, na mocy której Wojewódzki Szpital Specjalistyczny we Włocławku został ukarany.

W ocenie szpitala we Włocławku, stanowisko prezesa NFZ może wpłynąć na zmniejszenie sankcji finansowych wymierzonych w placówkę. Podstawa prawna kary została zakwestionowana. Można więc przypuszczać, że horrendalna kwota w wysokości 1,7 mln zł, jaką NFZ w Bydgoszczy nałożył na cały szpital, zostanie zmniejszona - podkreśliła Karpińska.

Ostateczna decyzja o wysokości nałożonej na włocławską lecznicę kary i tak ma należeć do bydgoskiego oddziału NFZ. Ten na razie nie komentuje sprawy.

Dyżur pełniła tylko jedna położna

Przeprowadzona przez NFZ kontrola wykazała, że na tzw. odcinku później patologii ciąży, gdzie przebywało wówczas 15 pacjentek, wszystkie łóżka były zajęte, dyżur pełniła tylko jedna położna, a powinny być przynajmniej dwie. Z posiadanych sześciu aparatów KTG wykorzystywano tylko dwa, a przy tej liczbie pacjentek powinny być wykorzystywane przynajmniej cztery urządzenia. W dokumentacji brakowało zapisów dotyczących wyników badań USG i KTG lub były fragmentaryczne. Zaraz po stwierdzeniu zaniku tętna płodów nie przeprowadzono cesarskiego cięcia, a wykonano je dopiero po siedmiu godzinach.

Śledztwo w sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa we Włocławku.

(mal)