Badania toksykologiczne materiału pobranego ze zwłok zmarłego po interwencji policji 34-latka z Lubina, wykazały obecność narkotyków w stężeniu, które mogło doprowadzić do zgonu - ustaliła PAP. Informację potwierdził rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania.

Z opinii biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu wynika, że przeprowadzone badanie krwi i moczu wykazało obecność metamfetaminy i amfetaminy w stężeniach toksycznych. Jak zaznaczyli biegli, substancje te w takich stężeniach mogą spowodować zaburzenia rytmu serca; również takie, które prowadzą do zaburzenia krążenia i zgonu. Ponadto stwierdzono obecność wielu leków psychotropowych - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi prok. Krzysztof Kopania.

Właśnie łódzka prokuratura prowadzi śledztwo ws. śmierci 34-latka.

W ubiegłym tygodniu prokurator Tomasz Szczepanek mówił dziennikarce RMF FM, że eksperci nie stwierdzili na ciele mężczyzny takich zmian i śladów urazów, które by bezpośrednio doprowadziły do zgonu

Śledztwo ws. nieumyślnego spowodowania śmierci

Aktualnie dochodzenie prowadzone jest w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci 34-latka przez policjantów z Lubina, którzy mieliby przekroczyć swoje uprawnienia. W tej kwestii na razie nie będzie zmiany - bo nie ma do tego podstaw - ale prokuratorzy nie wykluczają, że podczas śledztwa mogą pojawić się dowody, które spowodują, że będzie mowa o zabójstwie.

Bartosz S. zmarł w Lubinie na Dolnym Śląsku 6 sierpnia po interwencji policji. Przebieg dużej części policyjnej interwencji przy ul. Traugutta obejrzeć możemy na niespełna 7-minutowym nagraniu wideo, jakie pojawiło się w sieci.

Na filmie widać, jak czterech policjantów próbuje obezwładnić krzyczącego i rzucającego się mężczyznę. W końcu prowadzą go do radiowozu, ale zatrzymują się przed samochodem. Widać ujęcie, które może sugerować, że leżący na ziemi 34-latek stracił przytomność, a policjant próbował go ocucić. W końcu mężczyzna został zabrany przez wezwaną karetkę na szpitalny oddział ratunkowy. Dolnośląska komenda podała, że 34-latek zmarł w szpitalu dwie godziny po interwencji.

Policja poinformowała również, że funkcjonariuszy wezwała matka mężczyzny: zgłosiła, że jej syn "biega po jednej z ulic miasta i rzuca kamieniami w okna zabudowań". Stwierdziła także, że mężczyzna nadużywa narkotyków.

Komenda zaznaczyła ponadto w komunikacie, że 34-latek "nie reagował na polecenia (funkcjonariuszy - przyp. RMF), był bardzo agresywny i niezwykle pobudzony (...) szarpał się i wyrywał".

Tymczasem medycy mówią, że nie podejmowali reanimacji, bo 34-latek już nie żył.