W aucie z dwójką dzieci, które w czwartek zapaliło się w Skierniewicach, strażacy znaleźli zapalniczkę. Była na podłodze samochodu pomiędzy przednimi a tylnymi siedzeniami. Zapalniczka będzie szczegółowo badana, podobnie jak odzież dzieci - poinformował rzecznik prokuratury w Łodzi Krzysztof Kopania.

Okoliczności pożaru w którym poważnie poparzona została dwójka dzieci wyjaśniają śledczy z Łodzi. Stan chłopców jest stabilny. Samochód zostanie zbadany przez biegłego ds. pożarnictwa i mechaniki samochodowej. Według wstępnych ustaleń doszło do zaprószenia ognia w środku samochodu. W jaki sposób, tego jeszcze nie wiadomo. Policja nie wyklucza, że mógł to być niedopałek. Prokuratura nadal przesłuchuje świadków. Matka dzieci została już przesłuchana.

Twierdzi, że w samochodzie nigdy nie paliła. Nie znajdowały się tam żadne przedmioty, które mogły być źródłem ognia typu zapalniczka czy zapałki. Ten samochód należał do dziadka dzieci, więc na pewno będzie przez nas przesłuchany - mówi Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

Do tragicznego wypadku doszło w czwartek przed południem w okolicach szkoły podstawowej przy ulicy Konopnickiej w Skierniewicach. 25-letnia kobieta, która przyjechała odebrać ze szkoły córkę, zostawiła w samochodzie dwóch małych synów. Kiedy wróciła, zobaczyła wewnątrz samochodu dym.

Nieprzytomne dzieci z objawami zaczadzenia i poparzeniami przetransportowano śmigłowcami do łódzkiego szpitala przy ul. Spornej. Są w śpiączce farmakologicznej, mają poparzone twarze i układy oddechowe.