Poznańskie schronisko, w którym mieszka 30 bezdomnych, może zostać zamknięte. Właściwie już nie powinno działać. Straż pożarna po ostatniej kontroli stwierdziła, że przepisy dotyczące wyjścia ewakuacyjnego zostały tak wyraźnie złamane, że budynek nie może być już dłużej eksploatowany.

Pismo z takim postanowieniem tydzień temu odebrała kierownik Schroniska Świętego Brata Alberta Elżbieta Mądry. Szefuje tej placówce od 30 lat, ale właśnie teraz przeżywa najtrudniejsze chwile. Dokąd mieliby pójść nasi podopieczni? Jesteśmy ich jedynym domem - mówi Mądry i zapowiada, że będzie o nich walczyć. Dlatego powstaje pismo, które ma zostać wysłane do strażaków. To odwołanie od decyzji o zamknięciu lokalu.

Schronisku brakuje pieniędzy

Teoretycznie prostszym i szybszym wyjściem byłoby zamontowanie we wskazanym miejscu drzwi, ale ich wstawienie to koszt kilkudziesięciu tysięcy złotych. Taka kwota to marzenie dla Stowarzyszenia Brata Alberta. Nawet opał na zimę kupowany jest w mniejszej niż potrzebna ilości. Środków po prostu brakuje. Kiedyś sponsorów było więcej. Dziś łatwiej o tych, którzy chcieliby nam przysporzyć kłopotów - twierdzi Mądry, która szefuje poznańskiemu oddziałowi ogólnopolskiego stowarzyszenia pomagającego bezdomnym. Złych zamiarów nie przypisuje jednak strażakom. Mają swoje przepisy i muszą je egzekwować - przyznaje. Wspierają ją podopieczni ośrodka. Sam byłem kiedyś strażakiem - mówi jeden z mieszkańców domu. Wymyślają im nowe przepisy i muszą je sprawdzać, ale ja czuję się tu bezpiecznie - mówi. 

Szybciutko tędy byśmy uciekali - dodaje współlokator, pokazując wyjście na klatkę i dodaje: Jesteśmy tu bezpieczni.

Od 2011 roku zwracamy uwagę na drogę ewakuacyjną - twierdzi Michał Szymaniak z komendy miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Poznaniu. Naczelnik Wydziału Kontrolno-Rozpoznawczego wskazuje na rozwiązanie, na które w końcu chce się zdecydować kierownictwo schroniska. W przypadku starszych budynków można wnioskować o dopuszczenie do używania na zasadzie odstępstwa, ale potrzebne są ekspertyzy specjalistów do spraw pożarowych i budowlanych. Trzeba je nam przedstawić razem z wnioskiem do komendanta wojewódzkiego. To on może wydać decyzję, która pozwoli schronisku dalej działać w tym miejscu.

To schronisko nie jest wyjątkiem

Szymaniak dodaje, że schronisko Brata Alberta nie jest wyjątkiem. W podobnej sytuacji są przynajmniej dwa inne podobne domy w Poznaniu.

Schronisko Brata Alberta o ekspertyzy stara się od dawna. One też kosztują, ale w końcu udało się znaleźć specjalistę, który miał zgodzić się na mniejszą stawkę. Przyszedł, obiecał wrócić i... zniknął. Teraz znów trzeba szukać kogoś, kto "nie zedrze" ze stowarzyszenia, które chce pomagać bezdomnym, a któremu grozi, że tą największa pomocą - dachem nad głową - nie będzie mogła wkrótce służyć.

(mal)