Pracownik oddelegowany do usuwania skutków powodzi będzie dostawał pensję w swojej firmie, ale nie dłużej niż przez dziesięć dni. To jedno z założeń nowej ustawy powodziowej, która miałaby już na stałe zastąpić doraźnie uchwalane przepisy. Ustawą zajmie się dziś rząd.

Pracodawcy za oddelegowanie pracownika do prac przy usuwaniu skutków powodzi będą mogli ubiegać się o dotację z Funduszu Pracy, z PEFRON-u, a także o nieoprocentowane pożyczki w Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Z tych pieniędzy będą mogli pokrywać koszty wynagrodzenia i składek należnych pracownikom oddelegowanym do pracy przy powodzi.

Także jeśli firma z powodu powodzi poniesie straty i nie będzie w stanie zapłacić gotowej do pracy załodze, pracodawca będzie mógł ubiegać się o umorzenie takiej pożyczki, a na jej zwrot będzie miał czas do końca roku następnego po tym, w którym doszło do powodzi.

Ustawa ma także skrócić czas na odbudowę urządzeń wodnych, likwidując np. pozwolenia wodno-prawne. Znikną też regionalne zarządy gospodarki wodnej, zastąpią je zarządy wojewódzkie. Ten zapis budzi najwięcej kontrowersji, zwłaszcza w tych właśnie jednostkach.

Przedsiębiorcy: Nowe przepisy nas pogrążą

Przy takich przepisach lepiej w ogóle nie prowadzić firmy na terenach zalewowych - mówią przedsiębiorcy z Dobrzykowa pod Płockiem, komentując rządową nowelę powodziową.

Przedsiębiorcy z Dobrzykowa, które ucierpiało w ubiegłorocznej powodzi, boją się, że w przypadku kolejnej wielkiej wody, nowe przepisy ich pogrążą.

Wszystko jest pięknie, dopóki tych pracowników jest mało, a jak 18 czy 19 pracowników i wszyscy są z rejonów zalanych, to firma stoi i ma dodatkowe koszty - mówi jeden z pracodawców.

Zalani właściciele domów - w przeciwieństwie do właścicieli firm - będą za to mogli liczyć na 2 tysiące złotych szybkiej, bezzwrotnej zapomogi.

Tomasz Fenske