Wielki powrót postkomunistów w Rumunii. Po 4 latach przerwy prezydentem został ponownie Ion Iliescu. Będzie rządził krajem, który boryka się rosnącym bezrobociem, brakiem pieniędzy i biedą. Jaka jest zatem przyszłość Rumunii pod rządami Iliescu?

Rumunia 2000 - stabilizacja bez nadziei na szybkie zmiany

Rumunia się nie zmienia. Recesja, inflacja sięgająca 40 procent, wzrastające bezrobocie, korupcja, po każdym przyjeździe do tego kraju o tych zjawiskach słyszy się najczęściej. Kryzys trwa od wielu lat i nie widać światełka w tunelu. Odnosi się wrażenie, że nikt nie ma pomysłu na zreformowanie kraju a jeśli nawet są jakieś pomysły to nie udaje się ich wprowadzić w życie. Klasę polityczną utożsamia się z mafią, której zależy na wszystkim ale nie na rozwoju Rumunii.

Steljan Tanase, politolog z Uniwersytetu w Bukareszcie mówi, że Rumunia przypomina Niemcy lat trzydziestych, tuż przed dojściem Hitlera do władzy. "Tylko nędza może doprowadzić ludzi do sytuacji, w której oddają głos na kogoś takiego jak Corneliu Vadim Tudor, człowieka grającego na uprzedzeniach, narodowych stereotypach, grożącego wszystkim tajemniczymi kwitami z czarnych teczek" - twierdzi Tanase. Ale jeśli wszyscy się skompromitowali to komu wierzyć. Wybory powszechne 2000 stały się dla Rumunów okazją wyrażenia całkowitego votum nieufności dla dotychczasowej władzy. Społeczeństwo rozczarowane czteroletnimi rządami centroprawicy oddało ponownie stery państwa w ręce postkomunistów. Rumuńska Partia Demokracji Społecznej Iona Iliescu w cuglach wygrała wybory parlamentarne a sam Iliescu, dawny komunistyczny dygnitarz z reżimu Nicolae Caucescu, został ponownie prezydentem. Zajmował już to stanowisko w latach 1990-1996.

Największą niespodzianką wyborów stał się jednak Corneliu Vadim Tudor i jego ultranacjonalistyczna partia Wielka Rumunia. W wyborach parlamentarnych zajęła drugie miejsce, a swego lidera wprowadziła do drugiej tury prezydenckiej elekcji. Świetnie wypadający w mediach Tudor zdobył prawie 30 procent głosów nie prezentując żadnego konkretnego programu politycznego. Jak mówi Steljan Tanase, strategia Tudora polega na nieustannej polemice ze wszystkimi bez jednoczesnej prezentacji przynajmniej zarysu pozytywnego planu na przyszłość. Opinię publiczną przeraziły ponadto jego antysemickie i antycygańskie wystąpienia. Gdyby został prezydentem byłaby to katastrofa powtarzali obserwatorzy rumuńskiego życia politycznego. Krajowi groziła międzynarodowa izolacja a o Unii Europejskiej i NATO można by było tylko pomarzyć.

Dlatego w drugiej turze głosowania nawet przeciwnicy Iliescu, a tych w Rumunii nie brakuje, byli po jego stronie, a Tudorowi nie udało się przekonać Trybunału Konstytucyjnego, że elekcja została sfałszowana. Niemniej jednak "Wielka Rumunia" będzie największą partią opozycyjną w parlamencie i z jej strony można spodziewać się wszystkiego. Tymczasem postkomuniści utworzą po świętach Bożego Narodzenia mniejszościowy rząd. Centroprawica do niego nie wejdzie, ale wszystko wskazuje na to, że nie będzie mu przeszkadzać. Jakie będzie najtrudniejsze zadanie nowego rządu? Posłuchajmy Steljana Tanase:

"Lewicowy rząd będzie musiał osiągnąć dwa przeciwstawne cele. Z jednej strony liczyć się z żądaniami swego elektoratu, a są to ludzie najbiedniejsi w Rumunii, najgorzej wykształceni, starsi, głównie pochodzący ze wsi. Lewica musi ich usatysfakcjonować a to będzie bardzo trudne zadanie bo ci ludzie są przeciwko gospodarce rynkowej i jakimkolwiek reformom. Jednak z drugiej strony władza będzie naciskana przez Zachód i jeśli myśli o integracji z Unią Europejską musi spełniać pewne standardy. Myślę, że rządowi mniejszościowemu będzie bardzo trudno pogodzić te dwie rzeczy a dziś czy jutro musi to zrobić." Nowa władza, nowe nadzieje, nowy, niewielki kredyt zaufania. Na jak długo? Posłuchajcie reportażu Roberta Kalinowskiego z Rumunii:

foto i tekst Robert Kalinowski RMF FM