Tak dużego zainteresowania samoobroną w Toruniu jeszcze nie było. Liczba chętnych była tam tak duża, że straż miejska, która prowadzi darmowe szkolenia, musiała przeprowadzić drugi nabór. Pierwsze listy chętnych zostały zapełnione w ciągu zaledwie trzech godzin.

Część kursantek nie kryje, że do wzięcia udziału w szkoleniu skłoniła je sprawa gwałciciela z Zielonej Góry. To na pewno miało duże znaczenie - ocenia przysadzista 30-latka. Najgorsze jest to, że nigdy nie wiadomo, kiedy człowiek będzie zdany tylko na siebie. Warto się choć trochę na taką sytuację przygotować.

Zajęcia z samoobrony prowadzi strażnik miejski Tomasz Świerczyński. Jego zdaniem, kobiety potrafią się doskonale bronić, nierzadko lepiej niż mężczyźni. O ile mają podstawową wiedzę - zaznacza. Na kursie będziemy panie uczyć m.in. "padów" i postawy walki. Chodzi o to, jak trzymać dystans do przeciwnika, jak zachować równowagę ciała, rozstawić nogi, ułożyć stopy, jak chronić twarz - wylicza Świerczyński. Strażnicy nie ukrywają jednak, że uczą panie przede wszystkim tego, jak unikać walki. Każda walka, do której nie doszło, to walka wygrana - radzi instruktor.

Rzecznik toruńskiej Straży Miejskiej, Jarosław Paralusz, nie wiąże zainteresowania kursami samoobrony ze sprawą napaści na kobiety w Zielonej Górze. Jego zdaniem liczba chętnych rośnie po prostu z roku na rok. To już nie tylko studentki, ale także emerytki czy "tandemy", czyli matki zapisujące się razem z córkami - wylicza. Zdarzają się również przypadki "egzotyczne". Mieliśmy też okazję przeszkolić panie z koła gospodyń wiejskich - uśmiecha się Paralusz.

Jak dotąd, toruńscy strażnicy miejscy przeszkolili ok. 100 kobiet. Panie uczą się samoobrony w kilkunastoosobowych grupach. W tym roku kurs trwa 20 godzin.