Jeden z zastępów ratowniczych w kopalni "Krupiński" na krótko został wycofany z akcji.Jednemu z ratowników w chodniku wentylacyjnym rozszczelniła się maska. Na dole wciąż wydzielają się trujące gazy. Ratownik natychmiast został zbadany przez lekarza, ale na szczęście nic złego się nie stało.

Ratownicy szukają pod ziemią swojego zaginionego kolegi. Przeszukali 180 metrów chodnika. W czwartek wieczorem w kopalni "Krupiński" w Suszcu doszło do zapalenia metanu. Zginęły dwie osoby.

Akcja ma trwać do czasu odnalezienia ratownika, ale decydujące będą warunki panujące na dole. Od początku nie sprzyjają one ratownikom.

Najpierw w kopalni był tak gęsty dym, że poszukiwania prowadzono praktycznie po omacku. Kiedy poprawiła się widoczność, to wzrosło stężenie metanu i innych gazów. W konsekwencji trzeba było wycofać ratowników, bo groziło to wybuchem. Problemem jest też wysoka temperatura. Wczoraj nie pomogło nawet rozebranie jednego z podziemnych urządzeń.

Równocześnie prowadzone są prace przygotowawcze do odizolowania rejonu pożaru przeciwwybuchowymi tamami. Dopływ powietrza zostanie odcięty, dopiero gdy ratownik zostanie odnaleziony i przetransportowany na powierzchnię.

W chwili wypadku w zagrożonym rejonie pod ziemią były 32 osoby; 20 z nich bez poważniejszych obrażeń wyjechało na powierzchnię. Dziewięciu górników znajduje się w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Dwaj lżej ranni w szpitalu w Jastrzębiu Zdroju. Mają poparzone od 10 do 50 proc. powierzchni ciała. Ich stan jest dobry, jednak górnicy pozostaną w szpitalu co najmniej miesiąc.