W Los Angeles trwa konwencja Partii Demokratycznej. Oficjalną nominację na kandydata w nadchodzących wyborach prezydenckich otrzymał na niej wiceprezydent Al Gore, gorąco rekomendowany w wieczornym przemówieniu swego przełożonego, Billa Clintona.

"Z Al Gore'm w XXI wiek" - podczas Konwencji Partii Demokratycznej w Los Angeles Bill Clinton powiedział, że tylko obecny wiceprezydent, jako gospodarz Białego Domu, może zapewnić Ameryce dalszy rozkwit. Przemawiając do ponad 4 tysięcy delegatów Clinton chwalił się osiągnięciami swojej prezydentury i reklamował zdolności Gore'a, który będzie kandydatem Demokratów w wyborach prezydenckich.

Sam Gore pojawi się w Mieście Aniołów dopiero w środę. Demokraci mają nadzieję, że wciąż popularny w społeczeństwie Clinton pomoże wiceprezydentowi w jego walce o Biały Dom poprzez zmobilizowanie sympatyków partii, zręczne odpieranie ataków Republikanów i zebranie funduszy na kampanię.

Sondaże nie są na razie dla Gore'a pomyślne. Niezmiennie prowadzi w nich republikański kandydat George W. Bush. Nieco optymizmu wlały w serca Demokratów wyniki badań opinii społecznej, opublikowane w niedzilę przez NBC-Wall Street Journal. Bush ma według nich 44 procent poparcia, zaś Gore jedynie o 3 procent mniej, co mieści się w granicach błędu statystycznego.

Z pomocą Clintona i Liebermana

Poparcie ze strony Billa Clintona może być dla kandydata Demokratów zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Urzędujący prezydent jest wciąż bardzo popularny wśród Amerykanów, nie brakuje jednak takich, którzy pamiętają głównie o jego słynnej "aferze rozporkowej" z Moniką Lewinsky. Dlatego Gore usiłuje się przedstawiać jako wyrazisty polityk, a nie tylko alter ego Clintona. "Jestem, kim jestem. Pracowałem w Izbie Reprezentantów, w Senacie i jako wiceprezydent przez prawie ćwierć wieku. Zawsze dawałem z siebie wszystko, z zachowaniem podstawowych wartości, co będę robił również po objęciu stanowiska prezydenta." - mówił Gore w jednym z niedawnych wywiadów.

Kandydatem na wiceprezydenta Demokratów jest senator żydowskiego pochodzenia Joseph Lieberman. Znany jest on z ostrej krytyki przemysłu rozrywkowego Hollywood, który propaguje, jego zdaniem "za dużo przemocy i seksu", co utrudnia rodzicom zaszczepienie u dzieci "wartości i dyscypliny". Postawa Liebermana jest o tyle istotna, że amerykański świat filmowy tradycyjnie stoi po stronie Demokratów, od czasu do czasu wspierając ich całkiem pokaźnymi kwotami.

Uwolnić Mumię!

Jak zwykle przy okazji ważnych imprez politycznych, nie obeszło się bez demonstracji. W Los Angeles kilkutysięczny tłum manifestował swe poparcie dla Mumii Abu-Jamala, Murzyna skazanego na śmierć za zabójstwo policjanta w 1981 roku. Demonstranci uważają, że Abu-Jamal stał się ofiarą rasizmu. "Głosując na jednego z tych psów amerykańskiej polityki, opowiadasz się za przyszłymi represjami wobec siebie" - głosi deklaracja, odczytana przez lidera wiecu. (Zarówno Bush, jak i Gore są zwolennikami kary śmierci).

Manifestacja towarzysząca konwencji była kolorowa i hałaśliwa, przebiegała jednak w pokojowej atmosferze. Nikt nie został zatrzymany przez policję. Strachu najedli się jedynie właściciele okolicznych sklepów, którzy - widząc nadciągający tłum - pospiesznie zasuwali żaluzje w swych witrynach. Manifestanci domagają się zniesienia kary śmierci, inni są przeciwni globalizacji, a jeszcze inni protestują przeciwko faktycznemu dwupartyjnemu systemowi w Stanach Zjednoczonych.

07:15